Dziękujemy za komplement Sebuś. Tych nart i tych możliwości to ci kurczę zazdroszczę. Fajnie masz bo masz blisko. Ze mnie taka sama narciarka jak i łyżwiarka i też ostatni raz miałam narty na nogach jak uczyliśmy jeździć syna gdy był małym chłopcem ale skoro na łyżwy się zdecydowałam powrócić to kto wie, kto wie.....
Agata - nic prostszego znaleźć lodowisko z wypożyczalnią i do przodu
Jak mi się te łyżwy uda przećwiczyć i przypomnieć co i jak to kto wie može i ja sobie na lato rolki kupię. To by był szał - "babcią na rolkach" !!! Nigdy nie jeździłam na rolkach bo ja to nie z tego pokolenia. Ale miałam jako jedna z nielicznych osób w moim towarzystwie wrotki, które mi tato z dawnegon NRD przywiózł jakoś tak pod koniec podstawówki. To był wtedy szpan.... I jeździłam na nich, ale kiedy to było
O właśnie wrotki! Też miałam, takie z czarnymi kółkami - super sprawa, bardzo lubiłam na nich jeździć. Tylko w tamtych czasach nie za bardzo było gdzie jeździć...wszędzie chodniki z płyt (nie zawsze ułożonych z należytą dokładnością). W czasie takiej przejażdżki po nierównym chodniku ciało wpadało w takie wibracje jak podczas pracy z młotem pneumatycznym...ha ha.
Ja zwykle jeździłam w naszym Parku Wolności bo tam dużo asfaltowych ścieżek było.
A rolki ...i owszem...miałam raz na nogach. Jakieś dwa lata temu byłam z moją przyjaciółką i jej wnukami na spacerze na Lewitynie (dla nie wtajemniczonych - "Lewityn" to taki nasz lokalny kompleks sportowy...no...może za dużo powiedziane, raczej teren rekreacyjny dla tubylców. Ale za to ze stawem, plażą, pysznymi lodami i wciąż rozwijającym się zapleczem sportowym).
Najstarsza wnuczka mojej przyjaciółki miała własnie rolki na nogach. Po pewnym czasie zapytała czy nie zamieniłybyśmy się na buty? Ona chciała spróbować pochodzić w moich szpilkach na 10 centymetrowym obcasie. Zgodziłam się i takim sposobem wylądowałam na rolkach. Pół Lewityna się ze mnie śmiało, bo to cholerstwo żadnych hamulców nie ma!!! Nogi rozjeżdżały mi się we wszystkich kierunkach świata, a jak już zaczęłam się toczyć z górki to życie uratowała mi jakaś brzoza, która na szczęście wyrosła na mojej "lini strzału". Zdecydowanie wolę wrotki lub łyżwy!!!