Zbyszku, wybacz, że weszłam do Twojego ogródka, ale zmogła mnie grypa i po lekach spłynęły na mnie rymy.
Ballada o Zbyszku.
Godzina piąta trzydzieści, ja nie wierzę,
Zbyszek z Barim już w plenerze.
Mgły się nad łąkami snują.
Zbyszek z Barim już figlują.
Bari skacze, szczeka i poluje,
Zbyszek usiadł na łące
i nam wiersze komponuje.
Ptaki w lesie już śpiewają,
Zbyszka twórczo nastrajają.
A motyle z ranną rosą.
Piękne rymy mu przynoszą.
I tak długo sobie tworzył,
w końcu sen go twardy zmorzył.
Sniło Mu się, że nornica,
taka wielka jak słonica
na hortensji sobie siadła,
i z jałowca " chmurki " zjadła.
Przy tym się oblizywała
i na ketmię wciąż zerkała.
Zbyszek w szoku, no i z trwogi,
zerwał się na równe nogi.
Psinka też się zatrwożyła,
że aż ogon podkuliła.
Zaraz spacer też skończyli
i do domu powrócili.
Zbyszek jeszcze się ogląda.
na jałowiec wciąż spogląda.
Od tej pory, ja w to wierze,
już nie zaśnie na spacerze.