No cóż smuteczki smuteczkami a życie toczy się dalej…
Mi też w ostatnio życie spłatało psikusa. Opowiem Wam o mojej weekendowej akcji pod kryptonimem „Lodówka”.
W zeszły piątek, w godzinach dla mnie wczesno popołudniowych czyli tuż przed 21 stwierdziłam z lekkim zaskoczeniem, że moja lodówka grzeje zamiast chłodzić. Mój śmietankowy serek wiejski zdążył już zacząć żyć własnym życiem, że nie wspomnę o „aromatycznych” plasterkach wędliny…. No cóż…godzina była raczej późna, za dużo o tej porze już nie zdziałam, więc nie wiele myśląc postawiłam lodówce ultimatum: albo się zastanowi nad swoim zachowaniem i do sobotniego poranka ogarnie swoje jestestwo zaczynając normalnie chłodzić albo ja nie będę już taka miła i inaczej porozmawiamy….
Sobota rano – lodówka, zupełnie nie licząc się z moją osobą, nadal strzela focha !
Godz. 8:00 – odpalam kompa, celem znalezienia jakiegoś naprawiacza
Godz. 8:15 – naprawiacz znaleziony…przybędzie z odsieczą za godzinę
Godz. 9:05 – fachowiec przybył (fiu, fiu…nie dosyć, że przyszedł 10 minut przed czasem to jeszcze wyglądał jak nasz hydraulik na eksporcie)
Godz. 9:25 – DIAGNOZA: wyciek gazu czynnika chłodniczego, zgon agregatu, transplantacja nie możliwa (czytaj: nieopłacalna)
Co tu zrobić???!!! Miałam rano jechać do „szmaragdowego”, nowe roślinne nabytki już spakowane w bagażniku, pies siedzi pod drzwiami czekając na wyjazd i niecierpliwie macha ogonem…Chłodziarka grzeje. Zamrażarka (wypchana po brzegi dobrem wszelakim) ostatkiem sił daje jeszcze oznaki życia, lecz agonia jest nieunikniona.
Jutro niedziela… święto…supermarkety pozamykane. Jak żyć ja się pytam, jak żyć ?
Godz. 9:40 – szybka decyzja…jadę do sklepu
Godz. 10:05 – chłodziarko-zamrażarka wybrana, zapłacona, tylko z transportem mały problem….
Godz. 10:07 – panowie od transportu nowo zakupionych art. AGD zbajerowani, że niby to lodówka potrzebna na wczoraj, że ja niby biedna, bezradna kobietka postawiona w sytuacji podjęcia życiowej decyzji jakim jest zakup nowej lodówki i że jedyna nadzieja w nich i że jeśli mi nie pomogą to ja stracę wiarę w całe dobro tego świata….
Godz. 10:35 – nowiutka lodówka stoi w mojej kuchni
Pół godziny później…spokojna i zrelaksowana, jednakże z poczuciem dobrze wypełnionej misji… odpalam kosiarkę w „szmaragdowym” celem skorygowania zbyt przydługiego trawnika. Można ??? Można !!!
…a mówi się, że kobiety to takie zakupoosoby, które zawieszone w swojej czasoprzestrzeni kręcą się po sklepach nie mogąc podjąć racjonalnej decyzji, która to ze sklepowych „okazji” byłaby najlepszą opcją. Że w końcu gdy po godzinach bezowocnych poszukiwań stajemy przed obiektem westchnień, kolejną godzinę analizujemy wszystkie za i przeciw, by ostatecznie stwierdzić, że to jednak nie to…
Jak widać na moim przykładzie to po prostu MIT, FIKCJA I NIEPRAWDA !!!
Potrafimy jednak podejmować szybkie i spontaniczne decyzje…. Brawo ja.