Wczoraj wylądowałam na SOR Szpitala Górniczego....
Historia już teraz wydaje mi się iście komediowa

.
Na obiad jadłam frytki i jedna wbiła mi się gdzieś w przełyk. Ból był mocny, od razu piłam, jadłam skórki z chleba, żeby tę frytkę połknąć.

Przestało, myślę fryta połknięta, odczepiła się. Wieczorem znów pojawił się mocny ból i czuję ją w przełyku. Nic nie pomogło, jedzenie, picie, kaszel, frytka stoi kołkiem w gardle. Ból był już tak mocny, że zaczęłam się bać. Wsiadłam w samochód i pojechałam do szpitala. 23.30

. Trochę się bałam, bo pM na turnieju, jechałam sama i miałam wizję, że zaczynam się tą frytką dusić za kierownicą

.
"Na recepcji" pełno kadry medycznej. Mówię, że frytka mi się wbiła w gardło, wszyscy w śmiech

. Ubaw mieli ze mną niezły. Przy wypełnianiu dokumentów ratowniczka medyczna dyktuje chłopakowi wprowadzającemu dane do komputera: ciało obce w przełyku, napisz w nawiasie "frytka" i na mnie zerka i się śmieje.
Okazało się, że mam mocno poraniony przełyk, antybiotyki, leki przeciwbólowe itd. Dziś już lepiej, ale wczoraj, gdy miałam ślinę przełknąć chciało mi się płakać

.