W weekend wreszcie trochę popracowałam w ogrodzie. Oczywiście nie udało się zrealizować całego zamierzonego planu, ale prawdę mówiąc było to przewidzenia. No cóż, absolutnie nie zamierzam się tym przejmować
Mimo wszystko - ku pamieci zapisuję, co jednak się udało
- zrobiłam rabatkę hortensjową, gdzie dosadziłam ostróżki, białe chryzantemy, lwie paszcze, liatrę i bodziszki. Hortensjowa to nazwa mało odpowiednia, bo rosną tam trzy krzaczki migdałka, pomiędzy które wsadziłam rośliny. Po ścięciu migdałek nie prezentuje się w ogóle, więc byliny są po to, by na rabatkę dało sie w ogóle patrzeć
- obcięłąm lawendę i bukszpany, a właściwie M. pociął, a ja skrupulatnie ścinki lawendy powsadzałam do ziemi licząc, że urosną. W zeszłym roku w ten sposób wzbogaciłam się o całkiem pokaźną liczbe sadzonek
-polałam co trzeba rosahumusem i florovitem
- przesadziłam gipsówke, żółte kwiatki , których nazwy nie znam, a które rozłażą się w niesamowitym tempie

werbenę patagońską, która zasłaniała mi róże
- wykonałam mnóstwo innych czynności, których teraz nie pamiętam, a które na pewno przypomną mi się później
I jeszcze zamówiłam na przód róże Lovely Fairy
