Uff, przebrnęłam przez cały wątek
Kilka wątpliwości mi się wyjaśniło, ale wiele jeszcze zostało:
Pierwsza:
zarówno w literaturze jak i w tym wątku wielokrotnie powtarzają się stwierdzenia o tym, jak ważne jest układanie warstw w kompoście, z drugiej strony - że im częściej przerzucany, tym lepiej.
Czy to nie jest sprzeczność? Po co tak pracowicie układać te warstwy, skoro i tak się je przerzuci?
Poza tym, nie wiem jak Wy, ale u mnie tworzenie pryzmy kompostowej to proces stały, nie jednorazowy

. Co chwila dorzucam tam to, co aktualnie mam pod ręką: zimą popiół z kominka, wiosną resztki po porządkach, latem - skoszoną trawę, jesienią liście, a przez cały rok - resztki kuchenne. Często podlewam, przerzucam i wydaje mi się że produkt finalny jest zadowalający. Potwierdzeniem tego jest dla mnie obecność dżdżownic, które pojawiają się w nim spontanicznie.
Może jednak robię coś nieprawidłowo?
Druga:
Chyba ze dwa razy w wątku pojawiła się informacja o kompoście niewiele wartym, zbyt długo leżakowanym (to akurat mi nie grozi), kwaśnym.
Mogę prosić o sprecyzowanie? Po czym poznać że próchnica jest niewiele warta i jak tego uniknąć?
Trzecia:
Jak rozumiem, zasadnicze i tradycyjne zastosowanie kompostu wygląda następująco: przesiany, próchniczy kompost podsypuje się wiosną na rabaty i jedynie lekko miesza z wierzchnią warstwą ziemi. Wpadły mi jednak w uszy i takie pomysły jak rozrzucanie jeszcze nie w pełni przekompostowanego materiału na jesieni lub przekopanie go z ziemią, w celu uruchomienia w glebie różnych dobroczynnych procesów i/lub wykorzystanie azotu, który normalnie z kompostu szybko się wymywa. Prawda to?
Chodzi mi głównie o ustalenie optymalnego punktu wykorzystania kompostu w celu maksymalnego odzyskania wszystkich składników.