No, byłam tam w pracy, więc kamienna twarz, ale zapomnieć tego nie mogę. Ani ryku byka, którego psy otoczyły, a panowie myśliwi nie dobili. Łowczy klął przez radio, żeby ktoś to w końcu zrobił...
Byłam tłumaczką bogatych cudzoziemców, którzy jeżdżą sobie po świecie i do zwierząt strzelają. Bardzo mili, sympatyczni, creme de la creme można powiedzieć.
Jeszcze o świętach myśleć nawet nie chce, ale przyznaję, że uległam i kilka drobiazgów świątecznych juz zakupilam, liczę ze na giełdzie uda się wyszukać coś niebanalnego.
Ja aparatu nie zabieram, ale może ktoś coś cyknie.