No niektórych zdążyłam odwiedzić to jestem u siebie
Miałam dzisiaj odwiedziny mojej matki chrzestnej , która wychowała się w miejscu gdzie teraz ogrodowo rządzę , a przyjechała pierwszy raz od kiedy objęliśmy we władanie owe włości. Ciocia pamięta dokładnie jak to wszystko wcześniej wyglądało i zachwyciła się jak zobaczyła zmiany i pochwaliła i baaaaaardzo sie jej wszystko podoba , a to co zrobiliśmy z budynkami gospodarczymi.......uwierzyć nie mogła, że się dało. Taką mi radość dały Jej słowa.........................tyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyle mi skrzydła urosły
Nie byłam w ogrodzie dwa dni i jak dziś zaszłam to stwierdziłam , że po dwóch dniach nie ma już po co przychodzić , kretówa kretówą pogania. Jagodnik i sad zryte dokumentnie, w przydomowym tez ryje kopce, rabaty na dużym .......niektóre rośliny trzeba było spod ziemi wygrzebywać.......ale do tej pory ryły tylko na dole teraz zryte też pod łąka kwietną, a na samej górze dziś nie byłam z braku czasu , ale em mówi , że tam jeszcze nie dotarły. Rolnicy orzą na potęgę, a te sobie najazd u mnie urządziły. Nie chcę myśleć co będzie do wiosny bo krety nie zasypiają na zimę niestety
Nie wiem czy się nie pokuszę o tę truciznę obiecaną od komisji ogrodowej. one się rzuciły na te moje dżdżownice wyhodowane w trawniku na koszonej trawce i dobrowolnie się nie wyniosą nie ma bola
Mi pewien sposób pomógł i stosuje go co roku jak trzeba tylko potrzebny jest kudłaty pies wiem że to może dziwnie zabrzmi ale w chwili załamania spróbowała i mi naprawdę pomogło. Otóż trzeba delikatnie rozgarnąć kopiec żeby pojawił się "tunel" wyczesać psa z sierści, wcisnąć do tego tunelu i zakopać, po kilku takich zabiegach kret się wyniósł
Kudłatych Ci u mnie dostatek, ale obawiam się , że musiałabym je ogolić doszczętnie z kudłów, żeby mi na tą ilość kopców wystarczyło ale spróbuję dzięki