Wyczytałam u Hani, że sama ukorzeniała z patyczka różę New Down...Przypomniała mi się historia mojej róży New Down...
Otóż ja swoją różę mam z gruzowiska...uratowaną przed zagładą... w poprzednim ogrodzie tj. moich Rodziców, często zaglądałam przez siatkę ogrodzeniową do ogrodu sąsiadki, która miała niezwykle bajkowy ogród./..tam cały sezon kwitły kwiaty...niezliczona ilość...Nieraz tak długo tkwiłam przy tej siatce, że miałam odciśniętą kratkę na twarzy...Po latach sąsiadom się zmarło, byli bezdzietni i ogródem nie miał się kto zająć...Znaleźli się dalecy krewni- spadkobiercy, którzy sprzedali wszystko...W miejscu przepięknego ogrodu miał powstać salon łazienek...Buldożer niszczył wszystko wokół, ale znalazł się pam, któremu serce krwawiło na ten widok...zwołał wokół wszystkie sąsiadki, by wykopać i zabrać sobie te nietknięte jeszcze rośliny...Gdy pojawiłam się ze szpadlem, to nie było już wiele roślin do wzięcia...Trafiłam na umęczoną różę, którą wydarłam z gruzów...i to była właśnie róża New Down...Nazwałam ją po swojemu od nazwiska sąsiadki ogrodniczki...i dopiero w tym roku poznałam jej prawdziwą nazwę...Róża jest piękna...Rozmarzyłam się...brakuje mi lata