A teraz wrócę jeszcze do lipca...Po powrocie z Mazur przybłąkał się w naszą okolicę piesek..z obrożą i ciągnącą się smyczą. Przyszedł za dziećmi sąsiada. Dzieci weszły na swoją posesję, zamknęły furtkę, a piesek zaczął płakać przeraźliwie i to zwróciło naszą uwagę, miał bardzo smutne oczy. Em wystawił mu wodę, bo było baaardzo gorąco. Był bardzo płochliwy, ale ja nie odpuściłam, powolutku , powolutku podchodziłam do niego,stale mówiąc, pomimo, że cofał się nieustannie...i tak ze 100m, aż w końcu usiadł, a ja chwyciłam smycz. Przyprowadziłam do domu, daliśmy mu jedzenie, był bardzo nieufny, ale głód był silniejszy. Najadł się i zaprosiłam go na kanapę, zasnął jak suseł, i spał przeszło 2 godziny, W tym czasie dałam ogłoszenie do Radia Kaszebe, do sołtysa, do Animalsów w gminie, do sklepu najbliższego oraz do schroniska. Chcieli po niego przyjechać, ale poprosiłam tylko o zamieszczenie ogłoszenia na ich stronie, żeby nie narażać niepotrzebnie na dodatkowy stres. Noc spędził u nas w domu i chodził za mną krok w krok, a eMa bał się bardzo. Do mnie już się przytulał i merdał ogonkiem.
Pomimo tylu ogłoszeń nikt się nie zgłaszał, nazwaliśmy go Reset i już snulismy plany o wizycie u weterynarza. Ale odezwało się schronisko, że właścicielka szuka swojej biednej chudej zguby, podali mój telefon i przyjechała. Miała ze sobą świadectwo adopcji pieska z innego schroniska i książeczkę od weterynarza. Okazało się, że byli u znajomych na działce i piesek im się zgubił a piesek błąkał się 4 dni. Poszukiwania nie dały rezultatu.
Rozpłakała się z radości, że piesek się odnalazł u nas. Miał w schronisku nadane imię Suseł. Gdy piesio odjeżdżał smutno nam się zrobiło, ale cieszyliśmy się jednocześnie ze szczęśliwego zakończenia.