Cześć Sylwia.
Poczytałam o przygotowaniach świątecznych.
Odnośnie robienia różnych prac wcześniej to u mnie od kilku lat przygotowuje się uszka kilka dni wcześniej, a tuż przed Wigilią tylko odmraża i odgrzewa na parze. Z ciast przygotowuję piernik. Ciasto leży przez kilka tygodni, piekę około tygodnia przed Świętami, przekładam powidłami i w Wigilię trzeba tylko pokroić.
A dzieci, a raczej moja młodzież, wymyśliła kiedyś bardzo tradycyjną polską potrawę wigilijną w postaci koreczków

. Od lat robią ją we dwójkę, zawsze przy tym się spierają, ale też mają radochę. Ta rodzinna tradycja jest już tak ugruntowana, że nawet nie próbuję tego zmienić. Czasem trzeba trochę odpuścić, żeby inni też poczuli, że mają na coś wpływ.
Jeszcze czytałam o wynoszeniu jedzenia ze Świąt. Ja akurat z tym mam największy problem, bo bardzo nie lubię dojadania wigilijnych i świątecznych pozostałości. Tej świadomości, że lodówka jest pełna i choć już na jedzenie się patrzeć nie da, trzeba zjeść żeby się nie zepsuło. Okropność. Staram się robić na Wigilię taką ilość, żeby nie zostawało, ewentualnie zamrozić co się da.
Ślizgawka koło domu. Bardzo mi się to podoba. Mogłabym wyskoczyć i wrócić zanim zdążę zmarznąć.
Pozdrawiam.