Ja jednak pozostaje żwirkofilem, ale nie fanatykiem
Dla mnie żwirek jest świetny na ścieżki komunikacyjne, oraz w miejscach , które podbija rośliny ( trawy, zioła, byliny lub róże)
Sama mam sporą część rabat wysypanych żwirkiem i mimo wad lubię efekt jaki daje.
Nie oczyszczam go bezwzględnie ,lubię na nim patynę, zresztą jest coraz mniej widoczny . Na pozostałych rabatach nie mam żadnej ściółki i taką opcję lubię najbardziej. Taki stan jest dla mnie najłatwiejszy jeżeli mowa o plewieniu i innych pracach pielęgnacyjnych.
spoko, na rabaty z iglakami czy krzewami/drzewami które raz sadzimy i zapominamy czy na ścieżki - dobrze wykonane - jest ok... ale wszędzie indziej (mnie) drażni
Żwirek pod róże? Masakra, chyba że się ich nie kopczykuje...
Róż nie kopczykuję i nie zabezpieczam na zimę w żaden inny sposób.
Czytając o ich uprawie trafiłam na informację ,że nie powinno się ich ściółkować korą bo ta zakwasza glebę więc lepsze są ściółki obojętne. Pod moimi mam albo żwirek , albo samą ziemię
ok
kiedyś czytałam że zanim kora się rozłoży i zakwasi tę glebę, mija ładnych kilka jeśli nie kilkanaście lat.. pod lawendą też mam i rośnie Samą ziemię miałam, ale wolę mieć korę bo mniej pielę teraz.
Pod różami nic nie mam, bo kopczykowanie wśród kory to też masakra ale żeby chwasty nie rosły kocimiętka się tam panoszy
A ja zamierzam w różyczki byliny wsadzić, liczę ze zarosną i pielenia mniej będzie. Być może i na kocimiętkę się skuszę, ale kiedyś ją miałam i bardzo mi się pokładała. Na razie wsadziłam szałwię cały szpaler
A korę lubię, najbardziej podoba mi się przekompostowana, ma taki piękny ciemny oddcień.
A Karol wyobraź sobie kompostownia mi odpisała w sprawie ceny i transportu kompostu luzem - tona 60 zł, transport 300 zł oszaleli chyba.
To żwir zamówiony na wiosnę jedzie 35 km i tylko za 100 zł.
Mąż podrobi przyczepkę i chyba sobie przywiozę sama luzem.
Witam.
Twoją historię przeczytałam z zapartym tchem. Pięknie opowiadasz i piekny ogród tworzysz.Masz w sobie dużo pozytywnej energii.Wątek zaznaczam bo jest co podpatrywać.Pozdrawiam
No cóż mąż go magicznie otworzył, wyjechaliśmy nim na ulicę, magicznie zamknął i zadzwonił na policję, że opuszczony samochód stoi niedaleko naszego domu. Zanim przyjechali to już kilku części nie było.
A kierownik budowy - jak go mąż nieomal nie wyrzucił przez bramę, to potem doniósł na nas do Inspekcji Budowlanej. Kontrolę mięliśmy i wiele problemów.
Szkoda gadać...
no pewnie, reanimujcie przyczepke i siup
kocimiętka w różach niech się pokłada, byle chwasty zagłuszała w zarodku
Problemów z kierbudem współczuję ale czasem można na ludzi trafić
Do budowy domu to trzeba mieć niezłe zdrowie... My też mieliśmy kilka przygód, ale i tak nic nie przebije partactwa urzędników. Ci to potrafią napsuć krwi, na słowo MZUM jeży mi się grzbiet.