Dziewczyny prąd włączyli wczoraj w nocy, ale wciąż nie mamy neta. Piszę z telefonu, zdjęć wgrywać się nie da.
Nawałnica była potężna, w życiu nie widziałam takiej ściany deszczu, to nawet nie było oberwanie chmury, ale jak mówią nad jeziorami normalnie biały szkwał. Wyglądało jak biała mgła, nic przez nią nie było widać.
Brzozy gięły się tak, że mało nie pękały jak zapałki. Kilka drzew w starym lesie połamanych leży, mąż jeździł po Łodzi to widział skalę zniszczeń - drzewa na samochodach, odpadające elewacje od domów, brak dachów, leżące drzewa na każdym kroku, masa zamkniętych ulic, brak prądu, łączności, neta, nie można się dodzwonić, opóźnienia w transporcie - kosmos.
W ogrodzie rośliny leżą, hortki podniosłam, dałam wsparcie, reszta leży.
Drzew połamanych nie ma, o dziwo moja katalpa też to wszystko wytrzymała. Miałam w planach ją przyciąć, ale wciąż nie ma czasu na to.
Dziś znowu upał, idę organizować dzieciom dzień, bo przecież nudzą się jak mopsy.
____________________
Z Pszenicznej...