Na razie za zimno, żeby pojechać tam na kilka dni. Dom jest typowo letniskowy, nie całoroczny. Strrrasznie wyziębiony po zimie. Nawet jak napalę fest w kominku, to do rana ciepło się nie utrzyma. Tak więc czekam na ciepełko i wtedy na pewno pojadę na kilka dni. Na razie nie ryzykuję zapalenia płuc.
No wyrwę się na dłużej jak się ociepli, bo zwariować idzie. Ale jutro jadę i nawet jakoś mi się chce.
Ciekawa jestem czy to wolniejsze rozluźnianie Waszego landu to skutek tych wyborów korespondencyjnych? Muszę przyznać, że z niepokojem patrzę na to jak się u nas te wybory chce zrealizować.
Co do nauki, to już mi nawet nic nie mów. Moje pacholę generalnie traktuje ten czas jako takie trochę wakacje. Coś tam odbębni, ale generalnie to porażka. I tylko ja się dodatkowo denerwuję.
No widzisz, to ja podupadła duchowo wspieram Cię teraz podupadłą duchowo. Trzeba się zebrać jakoś do kup, łatwo powiedzieć. Tak, siedzenie w bloku dodatkowo obciąża psyche, bez dwóch zdań. A na zakupy zielone to chyba się ruszę trochę w realu. Oby pogoda nam dopisywała
No postaram się już nie marudzić, albo przynajmniej mocno się ograniczę. Oby ten powrót nie był tylko na chwilkę, mam nadzieję, że uda mi się przekierować na nieco bardziej ogólnie pozytywne myślenie. Cztery ściany faktycznie dołują. Czynię codzienne obserwacje jak mi hosty w donicach balkonowych z ziemi wyłażą i rosną. Za chwilę będę miała coś swojego zielonego za oknem.
Dla Ciebie też cieplutkie myśli zasyłam.
A to dobrze, że opierasz się dzielnie ogólnej schizie i psychozie. Ba, jeszcze w lutym to ja myślałam, że w połowie kwietnia to już będę miała tyyyle zrobione, że ho, ho.. A tu kicha wielka. I znowu plan sobie, życie sobie. Powolutku, pomalutku...
Odpozdrawiam. Wpadaj jednakowoż czasami
Kamciu, dzięki za wpadnięcie do mnie. Zerkam na ten błękit nieba, na to słońce i... wkurzam się, że w domu trzeba siedzieć. Buziaczki Kochana