Lucy i Mrokasia no tak sobie pomyślałam, że jak bym ukopała te montany, które mam nadzieję są montanami, to bym do Lucy zawiozła i Was obie przy okazji obskoczyła


Na niedzielę dałoby radę?
Monia ależ mi miło niezmiernie, że specjalnie dla mnie się logujesz i skrobiesz cosik

. Lady siedzi niezmiennie na swoim miejscu, ale pewna zmiana wokół niej zaszła, tzn. wywaliłam to nieszczęsne koło kamienne. W okolicach śląskich byłam całkiem niedawno i to dwa razy. W najbliższym czasie nie kroi mi się podróż w tamte rejony

.
Dziewczyny kusicie tymi serniczkami, oj kusicie

. Mrokasia jedynie powściągliwa, miała okazję mnie ostatnio widzieć i wie, że mi kilogramów przybyło

. Ale ja chętnie jeszcze kilka następnych przyjmę
A w ogóle to historia z Lady była taka, że strasznie mnie denerwowało to podwyższenie otoczone kamieniami polnymi wokół magnolii dziadkowej i siedzącej pod nią Lady. Magnolia po toczonych przeze mnie rewolucyjkach aby coś posadzić wokół Lady (były róże, trawy, żurawki) zaczęła marnieć. No trochę jej korzeni przy okazji delikatnie mówiąc uszczknęłam. Tak więc zaczęłam się z nią mentalnie żegnać, zwłaszcza że wmówiłam sobie, że na kursie kolizyjnym rośnie, że trawnik by się w tym miejscu przydał itd. itp. Przekonałam mężatego, że z niej już nic nie będzie i trzeba ją usunąć. Trwało to baardzo długo, ale w końcu się zgodził. Tak więc dwa lata temu wiosną ochoczo z pomocą syna kamienie wywaliliśmy a potem zaczęłam rozwalać to podwyższenie. Korzenie wycięłam chyba prawie wszystkie. Wystarczyło mocno popchnąć i by leżała. I wtedy wydarzył się cud! Magnolka wypuściła nową gałązkę. No i się zaczęło! Uznałam (wbrew racjonalnym argumentom), że to znak od Dziadka. Drzewko musi zostać! Przemodliłam całą zimę, żeby przetrwała tak ogołocona z korzeni. Nie dość, że przetrwała to wypuściła kolejną gałązkę

. Przetrwała jeszcze kolejną zimę i teraz wypuszcza kilka nowych gałązek. No cud jak nic
Ło matko, ależ się rozpisałam, jak nie ja!