Zgłębiam temat "pędraczy". Czytam, czytam, czytam.
W myślach założyłam dwie wersje: optymistyczną i pesymistyczną.
1. Optymistyczna - za pomocą broni biologicznej (i ręcznej) pokonam wroga, zrobię dosiewkę trawy i po temacie.
2. Pesymistyczna - będę zmuszona użyć np. Durbsanu (wróg okaże się zbyt silny). Po bitwie trawnik jako tako zregeneruje się. Ale za rok, dwa, trzy... kolejne pokolenia chrząszczy będą pikować w moją trawę i składać jajeczka. Takie przecież jest prawo natury.
Przeglądając obcojęzyczne strony natrafiłam na ciekawą informację, że trawniki z mikrokoniczyną (a zwłaszcza tereny obsiane samą mikrokoniczyną) są szerokim łukiem omijane przez te chrząszcze.
https://www.westcoastseeds.com/shop/seasonal/cover-crops/micro-clover-seed/
Tyle lat uprawiałam trawnik... a może zafundować sobie "koniczynnik"?
Tak sobie gdybam w oczekiwaniu na Waszą odpowiedzieć, czy jeszcze warto nasączać trawnik ziółkami

Susz już zamówiłam.