Nie zajmowałanm się kompostem, dopóki żył mąż, to była jego broszka, kompost, borówka, malina, drzewa i nawożenie. Spadło to na mnie po jego odejściu, teraz już jakoś radzę, ale w pierszym roku, jakaś zagubiona byłam, bo nawet nie spodziewałam się, że zostanę sama w ogrodzie. Ale z Waszą pomocą i wsparciem, jakoś poszło, i teraz już jest ok.
A w tym roku wymyśliłam, że nie będę plewionych chwastów kurom wyrzucać, bo ich nie mam.

Ale i nosić po ogrodzie też nie będę. W każdym kącie ustawiam 20 litrów wiadra, i tam moje dzienne urobki składam, I zalewam wodą. Po 3 dniach już jest doskonała gnojówka, podlewam taką bez rozcieńczania, wszystko co jest w pobliżu. I natychmiast poprawianm wodą z węża. pozostałą masę w iadrze jeszcze raz zalewam i po dwóch takich razach mam już zielsko gotowe do kompostowania. Ale najczęściej je wykładam ta, gdzie widzę niedostatek nawozów. Żeby sąsiadom nie woniało, też polewam wodą z węza i przykrywam sianem z koszenmia.
Tu porówna nie hortki piłkowanej 1 fotka w ub. roku, druga teraźniejsza. Ma więcej kwiatłów i jeszcze tłoczy, no i liście zmieniły kolor z cętkowanych z chlorozą na zielone.