W nocy było -6 stopni sporo roślin leżało plackiem nawet liście tulipanów, kwiaty ciemierników smętnie wiszą...
Dziś wycisnęłam dzień jak cytrynę, padam na nos, ale warto było. Podgoniłam robotę w ogrodzie ostro.
Przycięte wszystkie róże ( 26) w podwórku, od razu dałam im obornika granulowanego.
Przycięte wszystkie clematisy (14) po obwodzie ogrodzenia podwórka i też dostały obornika, na miksturę czosnkowo-nadmanganianową muszą poczekać do po świętach.
Przycięta jabłoń w środku największej donicy czyli ta centralnie na środku podwórka.
Przycięty prawie o połowę wysokości hibiskus syryjski, przeżyje, albo nie, trudno. W zeszłym roku nie zdążyłam z nim wcale i poszalał za mocno.
Przycięta część hortensji wokół domu i rowu, jeszcze sporo w podwórku do cięcia zostało, ale muszą poczekać.
Zrobiona dosiewka trawy na rozdeptanych zima przy cięciu orzecha ścieżkach.
Podlany inspekt.
Podlane sadzone ostatnio piwonie i trzcinniki Brachytricha.
Przycięte wilki przy wiśni Kiku Shidare Zakura
Dom wywietrzony.
Kury nakarmione, papugi też.
Leoś był na długim 3 km spacerze.
Lara była wczoraj.
Obiad ugotowany częściowo, a częściowo z gotowca.
Na koniec dnia miałam jeszcze na tyle siły, że jak zamykałam drzwi urwała mi się klamka i Emuś musiał przed zmrokiem przylecieć i wymienić na nową
Do domu dotarłam prawie na czworakach i teraz jak usiadłam to już chyba nie wstanę...
Jutro mam zamiar firanki na okna wieszać i fura prasowania czeka, mam nadzieję, że mi siły wrócą