Wczoraj udało mi się wreszcie po raz czwarty oplewić majową rodkową w podwórku, dziś hostowisko pod wierzbami w lasku. Emuś skosił w podwórku po miesięcznej przerwie Ja liście z chodnika pozamiatałam i zaczęłam drugie podejście w tym sezonie z opryskiem na ścierzkach i drodze wjazdowej, tzn. droga została mi na jutro bo zrobiło się ciemno
Ja do tej pory nie pryskałam wcale, ale w tym sezonie nie jestem w stanie plewić ścieżek i chodników, na rabaty mi czasu brakuje...
Pryskałam Pumą, a teraz chyba mam Chwastox
Pryskam przed samiutkim zmierzchem żeby żadne zapylacze nie były narażone i dyszę mam przy samiutkiej ziemi bo nie chcę opryskać roślin dookoła. Pilnuję by przez najbliższe dni nie były zapowiedziane żadne opady deszczu i pryskam daleko od wszelakich źródeł wody i poidełek. Tylko tam gdzie mam konieczność.
Stwierdzam też, że jedynym chwastem na który nie zadziałało trwale wypalanie palnikiem jest mniszek lekarski i perz. Reszta się poddała.
Więc tam gdzie można wypalać palnikiem to warto. Wiosną na pewno zastosuję na ścieżkach w warzywniku tą metodę bo wiadomo tam nie opryskam.
Ciekawostką stosowaną przez rolników, o której się ostatnio dowiedziałam jest oszukiwanie chwastów i dodawanie do roztworzonego preparatu nawozów azotowych. Roślina ponoć myśli, że zostaje nawieziona i lepiej pobiera preparat zabójczy. O tym nie wiedziałam. Podobno działa zawsze. I rolnicy tak robią by poradzić sobie z najgorszymi chwastami. Zastanawiam się czy nie wypędzelkuję wiosną nawłoci w łące. Jak mi czas i pogoda pozwoli.... pożyjemy zobaczymy.