Dostałam cynka od Renaty gdzie mogę znaleźć naparstnice w wymyślonym przeze mnie kolorze i wpadłam na pomysł, że nie będą jechała do Poznania skoro taki sam sklep mam w Śremie. Po drodze przypomniało mi się, że jest taka jedna szkółka której dawno nie odwiedzałam. Co mnie pokusiło? Wróciłam wprawdzie z piwonią Sarah Bernhard, ale prócz tego z naparstnicą Goldcrest ( za niską i za pomarańczową) i Pięciornikiem Thurbera Monarch's Velvet. Ten ostatni oczywiście do niczego mi nie pasuje... Do Śremu już nie dojechałam, bałam się, że kolejne niepotrzebne zachcianki sobie kupię.
Poprzesadzałam w deszczu resztę tego co mogłam i część tego, czego nie powinnam. Pod łopatę poszły dwie nie kwitnące w tym roku piwonie. Wyciągnęłam je z dużym zapasem ziemi wokół bryły korzeniowej. Mam nadzieję, że to im wynagrodzi kiepski termin przeprowadzki.
Za kolorowo na razie jest (nowa naparstnica w tym miejscu w ogóle nie pasuje), ale pocieszam się, że jesienią z tej rabaty wyprowadzi się ta niby pnąca róża, a firletki ma pewno będę dozowała rozważniej. Chciałam zrobić zdjęcia fragmentów, ale po pierwszym znowu się rozpadało na dobre.
Teraz siedzę sobie z kawą pod dachem drewutni i upajam się zapachem szałwii muszkatołowej. W deszczu pachnie dużo intensywniej