Wczoraj, w ramach detoksu od zieleni zrobiłam sobie babski spacer po Berlinie. Było baaardzo przyjemnie, chyba z 20lat tam nie była. Miasto bardzo się zmieniło, przy okazji znalazłam sporo miejsc świadczących o tym, że coraz bardziej myśli się o przyrodzie nawet w tak zabudowanym mieście. Prócz parków pojawiły się nowe, czasami miniaturowe enklawy zieleni.
Tu w ogóle nie czuło się, że kilka metrów dalej przebiega ruchliwa ulica.
Tutaj czułam się bardziej jak we Francji, wisteria delikatnie powtarzała kwitnienie
Basiu, po drugiej stronie była dzika łączka, a naprzeciwko po schodach różanka, za nią minimalistyczny wgłębniki ukryty dla widzów z zewnątrz. Całość bardzo dobrze skomponowana i wkomponowana w istniejącą architekturę