Dziękuję!
Widzę, że ta róża jednak szlachetniej wygląda od pomarszczonych, o dzikich nie wspominając. Chcę ją mieć tak czy inaczej, jest wspaniała, ale może raczej w części przeznaczonej na wymarzony zielnik, podobnie jak u Ciebie. W lesie chyba rzeczywiście lepiej będzie dać jakieś pomarszczone. Spróbuję z grubą folią, może się uda.
Bukszpany to dobry pomysł, o hortensjach też myślałam albo o kalinach. Jakie byś dała w tym miejscu? Cień i sucho, bo u nas wydmy. Dlatego laurowiśnia raczej nie przetrwa. Poszycie w lesie oczywiście trzeba urozmaicić, przecinki też konieczne, choć monokultura świerkowo-modrzewna jest tylko z tej strony domu. Z drugiej, gdzie też zresztą drzewa są zbyt gęsto posadzone, sporo mamy dębów, brzozy, lipy, jarzębiny, z tyłu nawet ogromny jawor się uchował. Będziemy wycinać te mniejsze i cieniuchne, rachityczne drzewka przytłoczone przez większe.
Z laskiem mam problem taki, że wiosną i wczesnym latem zachwyca mnie taki, jaki jest. Kwitną zawilce, kokoryczki, jagody i poziomki, ogromne ilości przetacznika i jaskrów, fiołki, niezapominajki, konwalie i konwalijki, choć te akurat za bardzo ekspansywne. Jest pięknie. Ale im dalej w lato, tym bardziej robi się sucho, pusto, smutno. Coś trzeba zrobić, na pewno, ale bardzo, bardzo ostrożnie. Boję się zepsuć to, co chciałabym zachować, czyli prawdziwe leśne poszycie, na którym i swoje jagody, i poziomki, i grzyby się trafiają.
Śnieguliczkę dopisuję do listy obok głogów, dereni, kalin, parzydła leśnego i lilii złotogłów.
Dziękuję też za przypomnienie o Coton Manor. Zapomniałam, że tam też część leśna jest. Idę studiować i rozmyślać