Lektury zimowych wieczorów.
Przeglądałam ostatnio "W Wilnie i dworach litewskich 1815 - 1843" Gabrjeli z Guentherów Puzyniny (pisownia imienia w oryginale), poszukując pewnych informacji. Autorka chętnie opisuje i wspomina tematy ogrodowe: matka jej interesowała się ogrodnictwem, zamawiała nasiona, wymieniała sadzonki róż z bratową (róże z gołym korzeniem przyjechały na początku listopada owinięte słomą), ze swoim mężem dyskutowała kształt przyszłego ogrodu przy nowowybudowanym domu. Autorka odwiedzając siedziby znajomych i krewnych zauważa, że są ładnie położone, że krajobraz jest piękny i współgra.
I natrafiłam na ciekawostki.
Zachwycamy się rabatami a la łąka kwietna? Doceniamy kompost?
Posłuchajcie:
"Ogród dobrowlański, zawsze obfitujący w kwiaty, miał w tym roku jedną osobliwość, oto obok wyszukanych i wypielęgnowanych, jakby jakich paniczów i panienek z arystokracji, była grządka, na której rosły same tylko polne trawy, jakich na łąkach naszych tysiące spożywa bydełko i dwa razy w roku ścina kosa, a jednak te prostaczki były celem wielkich starań ogrodnika i codziennych naszych odwiedzin. Ach, bo one przybyły z bardzo daleka! A choć ręka rodaka, nawet krewnego, zbierała ich nasiona, jednak obca i nieprzyjazna zrodziła je ziemia! Te koniczyny, te babki, te dzwoneczki pochodziły z Syberji! Przysłał je memu ojcu wygnaniec, krewny jego Korsak (...). Biedny wygnaniec zachwycał się florą sybirską i pisał, że "wspaniałomyślnie postępuje z kwiatami zrodzonemi na nieprzyjaznej ziemi, wysyłając je w kraj i klimat lepszy".
O kompoście, który robił Alexander Saint-Claire, Szkot, mąż jednej z Litwinek. Autorka zachwala koncepty gospodarskie (rozmieszczenie kurników i gumniska brukowane) w tym dworze. I pisze:
"Ale podobno najpraktyczniejsze były komposty w rodzaju gnojówek przy każdem domostwie dla składania wszystkich śmieci, przekładając je gliną i czarnoziemem."
Róbmy komposty i siejmy polne trawy

na rabatach. I pamiętajmy, że nie jest to wynalazek xx wieku.