A Dominika, to może być ciekawe...mężowie w piżamkach w kwiatuszki i buszpany w rękach...ha ha dobre...może trochę mało romantyczne, ale od facetów za dużo nie można wymagać, ten model już tak ma..... Pozdrawiam wieczorowo i zapraszam do mojego "szmaragdowego"
Możemy zrobić, ale ja żadny mistrz nie jestem, żeby warsztaty robić, raczej pełny amator i taką tylko wiedzę mogę przekazać. Nóż był tępy, sushi wyszło krzywe...na pokazach by nie przeszło.
Białe słodkie. Piłam kiedyś w japońskiej restauracji i od tego czasu uwielbiam zapijać słony smak sosu sojowego łykiem tego słodkiego winka. Mojemu M. jednak ono nie smakuje, ale trzeba mieć na uwadze, że faceci lubią ekstremalne doznania: jak wciągną tyle wasabi, żeby łzy napływają im do oczu i smarki do nosa, zjedzą marynowany imbir, który ma zapach i smak mydła toaletowego, to mogą nie mieć ochoty na słodkie winko śliwkowe...
Nie zarzekaj się, nie zarzekaj, bo jak kiedyś mnie odwiedzisz, na bank zrobię sushi z wędzonym łososiem, żebyś się przekonał jakie jest smaczne i żebyś je potoffał.
Ja raz dałem się wyciągnąć na sushi... ojj jak szkoda mi było póżniej tej kasy jak nigdy ohyda, surowizny też nie przełkne, ale z łososiem nie próbowałem
Pisałam to rok temu; ten "marzec" oznaczał szeroko rozumiane przedwiośnie. W tym roku może i w lutym trzeba będzie już ciąć, albo, ze względu na ciepłą pogodę, nie uda się wiosennego cięcia w ogóle zrobić. Zawsze tniemy brzozy zanim ruszy wegetacja i jeszcze się nie zdarzyło, żeby płakały. Najpierw ucinam jedną gałązkę i sprawdzam czy soki nie ruszyły. Jak ruszyły, nie ma co się brać za cięcie. Nie lubię ciąć drzew liściastych gdy mają liście, bo nie widzę dobrze pokroju gałęzi. Jak nie ma liści-łatwo jest zdecydować co i gdzie ciachnąć. Wczesne cięcie pozwala też drzewu zabudować się jeszcze w tym samym sezonie.
Jak spełni się kolejne moje marzenie dotyczące wylądowania w Katowicach to nie odmówię sobie przyjemności odwiedzenia Cię - ale bez sushi A jak jeszcze napisałaś o tej ośmiornicy - fuuuuuuuuj
Ja nawet kalafiora na surowo nie lubię...A z sushi jest tak jak z każdym innym daniem-można zjeść smaczną wersję i ohydną-wszystko zależy od kucharza i zastosowanych składników. Na przykład taki sos sojowy-wydaje się, że sos sojowy to sos sojowy, niezmienny w smaku jak cukier, a okazuje się, że każdy producent ma swój własny przepis i są lepsze sosy oraz znacznie gorsze. Po tym jak moi koledzy Japończycy polecili mi najlepszy, ich zdaniem, sos dostępny w Polsce, wszystkie inne smakują mi jak mydliny. Ten polecony faktycznie jest najlepszy, ale sama nigdy bym nie wpadła na to,żeby próbować różnych sosów z różnych firm. Jadłabym pierwszy z brzegu zgarnięty ze sklepowej półki i byłabym przekonana, że sos sojowy tak właśnie smakuje na całym świecie.