U mnie przed chwilą atak nad karmnikiem. Skuteczny niestety. Jeszcze nie ochłonęłam. Najpierw się gapiłam i nie wiedziałam o co chodzi, a jak już zrozumiałam, chwyciłam za lornetkę i aparat. Ale mi serducho wali. To trochę inaczej na swoim podwórku niż na filmie przyrodniczym.
Siedząc przy stole w kuchni widzę kątem oka karmnik. Mignęło mi coś większego niż zwykle. Zaglądam, a po tują rozłożone skrzydła czegoś dużego. Pierwsze wrażenie - drapieżnik polował i wbił się w tuję i nie może się wygrzebać (bo trochę się szamotał). Przez lornetkę widzę, że z czymś walczy. W tym momencie podbiega pies, drapieżnik ratuje się ucieczką na czubek tui, a pod drzewkiem zostaje porzucona zdobycz - pan kos, który wcześniej jadł jabłko. Od tego momentu mam zdjęcia.
Tu zagląda z góry na swoją zdobycz
Tu patrzy mi prosto w oczy
A tu ofiara, mój podopieczny