O Marysi - mojej klientce sprzed kilku lat, której Ewa jest znajomą.
U nas dzieci mogą wychodzić tylko pod opieką nauczycieli- czyli tylko w ramach świetlicy ( która starszemu już się nie należy, a młodszy uparł się że czwarty rok nie będzie tam wysiadywał).
Teroterycznie to rozumiem, tak samo jak zakaz gry w ping-ponga bez dozoru nauczyciela. Praktycznie jednak dzieciom nie wolno niczego, moga przebywać tylko na lekcjach. Jednak mamy system zmian, spora część dowożona jest przez rodziców, więc czekaja na lekcję, co jest zakazane ( tzn moga być w czytelni, czynnej rzadko), więc świadomie łamiemy przepisy, nauczyciele tez przymykają oczy, bo nie wyrzucą dzieci na ulicę przed szkoła przecież.
Mamy dwoje dzieci w podstawówce- pory lekcji sa tak ułożone , że sa nie do pogodzenia. Kombinujemy, robimy 'szpagaty', przywozimy dzieci do pracy, czym je męczymy i pracujemy na pól gwizdka.
W cały ten kocioł dojdzie jeszcze plastyka dodatkowa i próbujemy dodać średniakowi angielski. Nie wiem czy nam się to uda.
u nas w szkołach wciąż jest przepełnienie.
W ciągu ostatnich 3 lat szkoła przyjeła podwójną ilość klas ( czyli zamiast 2, są 4 klasy w klasach 1-4).
W świetlicy prawie układają dzieci warstwami- rano nie ma żadnych zajęć , tylko przechowalnia, po południu do 15.30 tak samo.
Na korytarzach tłoki harmider, w szatni to samo. Dyrektor wydzieliła dodatkowe pomieszczenia z pokoju nauczycielskiego i w przyziemu. Została jej jeszcze kotłownia.
Na korytarzach klasy mają w-f, albo wyrównawcze, więc rzeczywiście nie ma gdzie upchnąc dzieci czekające.
To dokładnie tak jak tutaj. Mamy łatwiej o tyle, że szkoła jest blisko i nie muszę dzieci dowozić. Za to klas na każdym poziomie jest około ośmiu-dziewięciu chyba. Na przykład od 3A do 3H.
Na przerwach nie wolno wychodzić z budynku. Hałas jest taki, że trudno zebrać myśli. Ładnie to Magnolio ujęłaś: w praktyce dzieciom nie wolno niczego. Warstwy w świetlicy też są, choć Panie starają się jak mogą.
I przyznam, że ja tego zakazu wychodzenia na przerwach nie rozumiem.
Podobnie jak tego, że kilka lat temu dyrekcja odmówiła nieodpłatnego udostępnienia sali na dodatkowy angielski, który rodzice zorganizowali dla dzieci ze swojej klasy. Salę można było odpłatnie wynająć. Szkoła jest traktowana jak instytucja dochodowa i ma zarabiać, również na własnych uczniach.
Dziewczyny, jak to czytam, to u nas luksus. Jedna zmiana, klas po 3 kazdej, ale w tym roku tylko 2 pierwsze. Ciekawe czy u Was niżu nie ma, czy na jedną szkołę przypada wiecej dzieci. U nas na 24 tys. miasto mamy 4 podstawowki, dwie małe i dwie większe. Na przerwach o ile się nie mylę nauczyciele mają dyżury na każdym korytarzu i na boisku za szkołą też. Świetlica od zeszłego roku ograniczona, bo zabrali dodatkowy budynek i wszystko musi działać w szkole, ale na pewno piętrowo nie układają.