Podziałałam nieco. W jednym sklepie okołomiejskim nie było nasion ("jeszcze nie czas" - powiedział pan, nie rozumiejąc, że musimy mieć czas i najpierw te nasiona w domu obejrzeć - jak dziecko ogląda książeczki pierwsze - musimy je pięć razy ułożyć w rząd i szereg, przełożyć, założyć gumkę, włożyć do "szkatułki" i ponownie wyjąć, pisząc po nich flamastrem. Ja to jeszcze dzielę nasienne zakupy z Ojcem, ustalamy, kto co wysiewa, po czym Ojciec robi dokładnie to samo, co ja wcześniej. Tylko zapaleńcy rozumieją ten rytuał). W miejskim większym sklepie, a nawet supersklepie znalazam nasiona P. (olan). I kupiłam. Ale jeszcze mus dokupić tytoń ozdobny i te cynie, czyli zaatakować PNOS w innym sklepie na rogu ulicy wielkiego miasta.
Dziękując za róże (Fresia

, pozdrawiam, idę dalej grać w grę planszową pt. warzywne płodozmiany i wymarzone sąsiedztwa.