Witaj bardzo się cieszę, że do mnie trafiłaś. Czy Twój nick oznacza, żeś Joanna jak i ja? Już się cieszę na nasze spotkanie i zapraszam Cię oczywiście z całą rodzinką
Do pergoli prowadzi bukszpanowa ścieżka, więc bukszpany będą na pewno tylko, że w tych donicach to nie bardzo, bo nie będzie ich widać a poza tym nie będzie jak przycinać, bo trzeba by było za każdym razem rozbierać te kratki. Myślę, że jeszcze wsadzę dwa bukszpanowe stożki przy ścieżce wewnątrz pergoli Będzie po Ogrodowiskowemu - jak to Danusia mówi. No i powojnik obowiązkowo na kracie za ławeczką. Dziękuję za podpowiedzi i pozdrawiam Cię cieplutko.
Z Ciebie to prawdziwa Ogrodniczka , Efektywne Mikroorgnizmy, gnojówki i inne mikstury .... ja odpadam .... ale ! kompostownik oglądnęłam i wiem , że go będę mieć razy 4 sztuki ... dziękuję i pozdrawiam
Syla aż 4 szt! ale full wypas, u mnie też by się przydał choćby jeszcze jeden, bo dobrej kompostowej ziemi ile by nie było, zawsze jest za mało. Pozdrowienia
Haniu dziękuję za dobre słowo. Na Ciebie zawsze można liczyć! Jesteś wsparciem dla wszystkich na forum, często czytałam jak dodajesz innym otuchy albo chwalisz postępy Jak dobrze znać taką Hanię
ściskam Cię gorąco.
Pani Pękata, aż się zarumieniła Dziękuję w jej imieniu. Są dwie takie donice przed wejściem, troszkę się różnią, bo nie zauważyłam, że sprzedawca pokazywał mi dwie różne, różnice są niewielkie.
Przepiękne wejście do domu.. wszystko takie gustowne i ładne. Podziwiam !
Dziewczyny, dziękuję! Ale tak naprawdę to niewiele lekkiej pracy a efekty są naprawdę zadziwiające. Nie lubię chemii w ogrodzie, bo jak zaczynałam ogrodową przygodę zrobiłam coś strasznego. Zobaczyłam kilka mszyc na drzewkach owocowych, więc natychmiast je czymś opryskałam i następnego dnia pod drzewami zobaczyłam bardzo dużo martwych owadów, żuczków, biedronek i wielu innych, których nie umiem nazwać. Potem długo ogród nie mógł wrócić do równowagi. A chemiczne nawożenie warzywnika czy sadu mija się z celem domowej uprawy. Bez nawozów nie chce rosnąć więc przemogłam się do gnojówki Koleżanka Gospodyni usiłowała mnie do niej przekonać przez kilka lat, ale ile razy otwierała beczkę, żeby mi trochę nalać, tyle razy wydobywający się z niej smrodek przekonywał mnie, że jednak nie dam rady tego zrobić. Brałam worek gołębich odchodów i wsypywałam do ziemi prze przekopaniem i kompostownika. W końcu wpadłam na pomysł, że się uodpornię Postawiłam beczkę z gnojówką w miejscu, koło którego często przechodzę w ogrodzie i co kilka dni uchylałam pokrywę. Udało się oswoić z tym nieprzyjemnym zapachem na tyle, że dziś mogę rozcieńczoną gnojówką podlewać warzywa i cieszyć się naprawdę dużymi plonami z mojego małego warzywniczka. A biedronek bez liku
...niezłe...stopniowe oswajanie z zapachem...
Uwierz mi, że łatwo to nie było i nadal nie wygląda to zbyt różowo, ale czego się nie robi dla własnych warzywek
pozdrawiam
Asiu, ja też jestem za ekologią w ogrodzie. Wolę słabsze warzywa i owoce, ale ekologiczne
Twoje wejście do domu jest jedne z najpiękniejszych ze wszystkich, które znam na Ogrodowisku. Po prostu bajka!!!!!
Witaj. Wreszcie mam trochę czasu na spokojne odwiedziny mimo tak późnej pory. Z psami życie bywa pełne niespodzianek, dziury i inne straty trzeba wkalkulować w koszty ogrodowe. Jestem pełna podziwu dla Waszej pracy i jej efektów. Jeśli chodzi o ekologię mam takie samo podejście jak Ty. Przecież w ogrodzie mieszkają różne zwierzęta, a również psy i dzieci przebywają. Po co zatruwać im raj, skoro mają go tylko cząstkę.
Wspaniałe donice kupiłaś, pochwal się zawsze gdzie, bo mieszkamy w tym samym regionie.
I jeśli możesz wskazać mi producenta hortensji będę Ci zobowiązana, ponieważ pilnie muszę kupić Limelight na moją rabatę.
Dzięki,pozdrawiam. Zaprasza do siebie.
Ale ładnie to powiedziałaś... po co zatruwać Raj skoro mamy go tylko cząstkę... to będzie dodatkowa zachęta w trudnych chwilach ekologicznych zmagań dziękuję za dobre słowo.
Donice przywiozłam z wakacji we Włoszech, gdzieś na drodze między Rimini a Wenecją stał przy drodze sprzedawca cudnych donic ze swoją wypchaną po brzegi ciężarówką. Zawróciliśmy natychmiast i oczywiście wydaliśmy u niego wszystkie pieniądze jaki jeszcze zostały nam po wakacjach. Zanim mąż się zdążył zorientować trzy cudne donice były już moją własnością Auto mieliśmy za
ładowane pod sam sufit i jak zobaczył te trzy "dzbanuszki" to stwierdził, że jadę do domu albo ja albo one, bo przecież wszyscy się nie zmieścimy.... Udało się jakoś wepchać je do samochodu, ale siedzenie miałam posunięte całkiem do przodu tak, że nawet nóg nie mogłam wyprostować a o rozłożeniu go nie było mowy. O dziwo pierwszy raz po podróży nie bolał mnie kręgosłup! Bo to pewnie są donice zdrowotne
Limeligt kupiła wiosną w szkółce Ibuki w Janowicach. Dziękuję za zaproszenie, chętnie skorzystam, ale musisz mnie zaprosić z mężem, bo ja nie jeżdżąca jestem