To był bardzo udany dzień. Kilka godzin na działce i właściwie koniec z pracami polowymi!

Wygrabiłam resztkę liści w tzw. zapomnianym kącie i igły spod świerka (spędza mi sen z powiek, bo śmieci okrutnie!), no i spaliłam to, co się uzbierało. A było tego sporo! Dobrze, że wiało, bo igły i liście źle się palą. Szczęście, że były suche, ale i tak zadymiłam kilka działek. Dobrze, że sąsiadów nie było!Pilnowanie ogania zajęło mi trzy godziny.
Poza tym oczyściłam miejsce pod czereśnią i rozsypalam kompost. Wygrabiłam trawniczkowy pasek za siatką, bo z ligustru i forsycji liscie już opadły.
Wyrzuciłam na kompost złocień krzaczasty, ale najpierw pobrałam dodatkowe aplegry na sadzonki, tak na wszelki wypadek
Pozostało okryć rośliny, ale to później, jak ziemia zamarznie.
Zdjęć jak na lekarstwo, bo też nie ma już co uwieczniać. Chociaż... trafił się rodzynek!
To barwinek zakwitł jednym kwiatuszkiem!
Za wygraną nie daje w dalszym ciągu ostatni krzaczek rudbekii