W piątek w nocy lało...rano woda stała wszędzie, gdzie spadku nie ma. A wieczorem na grzyba pryskałam, burze sobie krążyły, nadzieję miałam...
Definitywnie zdecydowałam się na przedłużenie odpływu liniowego wzdłuż róż...ciągle mi je wypłukuje...przy tak intensywnych deszczach bruk nie zdąży odbierać wody i płynie sobie...Niestety to wiąże się znowu z brukarzami...muszą przyjechać, rozebrać i dołożyć, ale trudno. W sobotę lawendę muszę do donic wysadzić, stratują jak nic...róże się kolcami obronią

M pojechał w piątek na noc do pracy, tu podobno też deszczysko czadu dało...Zabrze, Ruda Śl. zalane...
Rano w sobotę zaraz na skarpę plewić wlazłam, na początku się kleiło do rękawiczek, ale potem coraz lepiej było

Nie zrobiłam całej, padłam na pysk...śmiałam się, że nawet kapo by mnie nie zmusił do ponownego schylenia się...
Martwią mnie bukszpany w łezce...nigdy tam woda nie stała...aż do tego lata
ostróżki może...
Floksy pożal się Panie...lilie przy łezce też, nawet tawułka i dereń...
Zobaczymy co się ostanie. Najwyżej liliowcami obsadzę

Gorzej jak susza będzie...