Chwilkę mnie nie było, bo pochłonęła mnie proza życia.
W pracy mamy „sajgon”, bo sezon urlopowy…bo zwolnienia lekarskie…jednym słowem brak pełnej obsady i zapitalamy jak małe robociki. W pewnej chwili zamiast 8 osób, byłyśmy tylko w trzy dziewczyny…masakra (ale jest nadzieja, że wkrótce spowolnimy do normy).
Oprócz tego: ślub koleżanki, urodziny chrześnicy, imieniny taty i wesele w najbliższej rodzinie…ehhh totalny „odjazd”. Dziś pojechałam kupić sukienkę, a wróciłam z kolejnymi nowymi butami i tapetą do przedpokoju…
W „szmaragdowym” nadal upał i susza... miało dziś padać, ale jeszcze się zastanawia…
Kwitną ostatnie róże
rozplenice szaleją
magnolia zakwitła po raz drugi 3 tygodnie temu i cały czas kwitnie
hortensje powoli różowieją