Ptaki mojego ogrodu.
Odkąd nie ma z nami kota Mariana,jest ich coraz więcej. Niestety,tych dwóch nacji nie da się z sobą pogodzić. Kot z psem,tak. Kot z ptakami,nie. Instynkt,to instynkt i koniec. Ubiegłego lata pojawiły się więc nowe gatunki. Wiły gniazda w żywopłocie,na iglakach,a nawet pod tarasem i nikt im już nie przeszkadzał. Lęgły się,wyprowadzały młode,często zadziwiały swoją ufnością w stosunku do nas. Jakby traktowały nas jako część ekosystemu,w którym żyją. Ogrodowa ptasia orkiestra grała od wiosny do jesieni,a koncert rozpoczynały skowronki. O krótkich przerwach w spektaklu informowała wilga,zwiastująca deszcz. Jej śpiew,to jeden z najpiękniejszych ptasich głosów,jakie słyszałam. Nie mogę "dorobić się"słowika,bo ogród jest za młody,ale może i on kiedyś zagości. W przeciwieństwie do posiadaczy drzew owocowych lubię szpaki. Zjawia się banda, czyści trawnik jak odkurzacz,a potem leci na owocowy deser do sąsiadów.
Teraz w ogrodzie biała cisza. Tylko para ogromnych jastrzębi krąży czasem na horyzoncie i sikory opychają się wywieszaną dla nich słoninką.
Widok z tarasu. Pewnie ktoś je spłoszył.
Czyszczenie trawnika.Za trejażem niezagospodarowana część ogrodu. Czas mija,a decyzji jak nie było,tak nie ma.