Kasiu,przeżyć mnóstwo
Oglądałam odcinek 520 wczoraj wieczorem.Z resztą już go kiedyś widziałam. Ten płot fajny, ale nasz mniej stylowy parkan nie jest o wiele niższy. Tam intymność dają duże drzewa, zarówno w ogródku, jak i u sąsiadów. U nas tego brak.
Ale- nabrałam dp sprawy dystansu- w porównaniu z Azją, żyjemy w bardzo porządnej i ułożonej przestrzeni, wszystko takie równe, że aż nuda
Karolina-To nie kamyczki, to jakieś przedziwne muszelki z rysunkiem rozgwiazd,niestety bardzo kruche, nie dojechały.
Zadowolona bardzo, wypoczęta mniej, wyjazd był dość napakowany atrakcjami
Pszczółko napisałam post na stronę i mi wcięło... a niech to!
To jest temat, nie na temat, w dodatku rzeka
Podróżowaliśmy na własną rękę z dość ograniczonym budżetem, więc stołowaliśmy się głownie w ulicznych garkuchnach i lokalikach, w których nasz sanepid, już na progu dostałby zwału
Wychodzę jednak z założenia, że temperatura zabija bakterie, więc to co gorące powinno być w miarę nieszkodliwe
W Bankoku można zjeść na ulicy świetnie! Pod warunkniem, że zapewnią Cię, że potrawa jest "not sipajsi", prawie wszystko, co ładnie wygląda, jest pyszne, świeżutkie, pachnące...
Trochę inaczej jest na prowincji, a tam głownie bywaliśmy. Zwykle przy drodze stoją panie z 3-4 garami na palniku. Jedyną formą komunikacji z nimi jest zaglądnięcie do gara, powąchanie, czasem dadzą spróbować na łyżeczce. A w tych garach przeróżne specjały- wściekle zielone wypalające gardło Tom Jam, podroby różnej maści duszone w ananasach, kurze nóżki w dziwnych gulaszach, słodkie jajka na twardo w brązowym rosołku...Bywało że dzieciaki i ja decydowaliśmy się na ryż saute, albo zawsze smaczną i bezpieczną noodle soup- czyli rosołek z mięsem, warzywami i makaronem ryżowym
Za to mój eM, jak na prawdziwego podróżnika przystało, w pełni rozkoszował się smakami Azji, nie wyłączając białych larw z rusztu ( wyglądają całkiem jak larwy opuchlaków), grillowanej szarańczy, dziwnych gulaszyków z piekielnie ostrych papryczek, czy w końcu słynnego duriana....
W Kambodży natomiast byliśmy głównie w okolicach Angkor Watt, gdzie jest mnóstwo białych i knajpek z kuchnią europejską. Nie powiem- dzieciaki były szczęśliwe
W tym wszystkim, ciekawostką jest fakt, że chorowałam tylko ja, i to pewnie za sprawą mrożonej herbatki z lodem ( pewnie z kranówki), która bardzo mi zasmakowała. Rodzinka lodu nie tykała.
Marzenko padało rzadko, przelotnie, czasem gwałtownie i krótko.Nie było się czego bać
Ostatnią stację mieliśmy w Krabi, na samym południu, a na wybrzeżu Andamańskim pora deszczowa ponoć najgorsza. I tam dwa dni lało prawie non stop. Także wiem przynajmniej, jak to wygląda
U nas susza okropna! I rośliny jakieś takie małe, niewyrośniete toto, delikatne, listki cieniutkie...