ja tam wolnego zazdroscilam

a meza pracujacego w ogrodzie mam ale najpierw musze mu wygospodarowac czas wolny. Chetny jest ale ja czesto sama juz nie smiem go prosic jak widze ile innej roboty na niego czeka. zapraszam tylko tam gdzie sobie sama nie radze
basiu jak ja czytam co Twoj moza w tym roku zrobil to ja nie wiem czy bym sie jednak nie zamienila

Wyszłam sobie, myślę sobie, pomotyczkuję, lawendę przytnę, może się na bukszpan jakiś zamierzę, a tu jak burzysko- ulewisko przyszło od Wrocławia... Aż strach, tak czarno... No i nici... Chyba, że szybko przejdzie i będzie szansa w mokrą glebę rozsady sadzić. O to jest myśl

a wlasnie zobaczylam, ze Ty prawie Wroclawianka jestes ja tez Dolnoslazaczka z urodzenia

a na mokre lepiej sie wpic

Ja to chyba taka niepokorna jakaś jestem, jak tak sobie teraz pomyślałam, to nigdzie dłużej niż 12 lat miejsca nie zagrzałam... Ale zawsze, nawet jak mieszkałam we Wrocławiu, to ze mnie była "dupa ze wsi" Od tych 37 zawsze jednak Dolnoślązaczka [myślę, że kilkumiesięczny epizod w Kole się nie liczy, za mężem poszłam ].

a ja chcialam cale zycie w jedny mmiejscu spedzic ale zycie nie chcialo

Zaglądam z rewizytą. Mój domek jest niewiele większy od twojego ale działka tylko 6,5 ara więc nie mogło być szaleństwa . U Ciebie prawdziwe hektary. Ale jak lubisz grzebać w ziemi to obrobisz to migusiem. Pozdrawiam.

gobasia napisał(a)

a ja Ci wcale nie zazdroszczę ... bo i czego pracy

ja na O zazdroszczę tylko dziewczynom mężów ogrodowo zakreconych, co chetnie pracują w ogrodzie....na takiego to bym się nawet wymienila

buhahaha.Co racja,to racja!Mąż,którego nie trzeba namawiać do pracy w ogrodzie to skarb

Zaradny eM piechotą nie chodzi Podobno eMa trza sobie "wychować"- ja już 11 rok próbuję, i rezultat bywa zadowalający

Makusia napisał(a)

Zaradny eM piechotą nie chodzi Podobno eMa trza sobie "wychować"- ja już 11 rok próbuję, i rezultat bywa zadowalający

Takich trzeba ponoć upolować... bo to już rzadkość

Mój M. chory, ale wczoraj, jak zobaczył, że lecę do ogrodu po burzy, pyta czy w czymś mi pomóc w ogrodzie, a jak wróciłam udręczona myślą, że jak już stworzę to co w planach, to problem będzie z obrabianiem, powiedział,że mi będzie pomagał. Ja mu mówię, że plewić to on chyba nie umie, bo go jeszcze nie widziałam, a on że się nauczy I tak stanęło na tym, że warzywny mój, a on ma się sadem zająć, bo okropnie zaniedbany. Cieszę się, że go ciągnie do zielonego