Wychodzę z założenia, że nie narzucam innym swojej woli.. każdy niech robi po swojemu. Na pewno trzeba dbać o ekologię i należy uświadamiać ... To tak jak ze zdrowiem.. najpierw profilaktyka. Jak się dobrze człowiek odżywia to mu żadne suplementy nie są potrzebne.. ale czasami trzeba sięgnąć po antybiotyk. I nie mi decydować, czy danej osobie ten antybiotyk był już potrzebny czy można było walczyć metodą naturalną.
Zakładałam ogród i myślał posadzę, potem będę pielić i będzie super.. nie muszę pisać, że się zdziwiłam i to bardzo.
Zastanawiam się skąd takie problemy.. teraz.. kiedyś tego nie było..
Problemy są nieuniknione.. w zdrowiu ludzi jak i w ogrodzie. Łatwość przemieszania się sprzyja szybkiemu przemieszczaniu się chorób i "robali". W dodatku nie z naszego klimatu.
Tworzymy ogrody w których sadzimy rośliny które się nam podobają, a nie takie które powinne być!!!! Ściągamy "zagraniczne" szkodniki (biedronki azjatyckie, ślimaki nagie) i ściągamy rośliny "zagraniczne". I tym sposobem sami robimy zagrożenie dla rodzimych ekosystemów. Jeszcze nie tak dawno w ogrodzie było to, co się dało wymienić z sąsiadką. Ja jeszcze to pamiętam... ale ktoś kto ma 30 lat tego już nie pamięta.
Zawirowania pogodowe też sprzyjają rozwojowi niechcianych intruzów chorobowych i robalowych.... Kiedyś zima wyniszczyła patogeny grzybowe, robale.. a teraz zim nie ma.
Kiedyś było dużo pół uprawnych, z roku na rok jest ich mniej, a ludzi więcej.. a żywności nie brakuje. Dlaczego??? Bo podniosła się wydajność plonów. A dlaczego się podniosła??
Nie można twierdzić, że da się kompletnie bez chemii. Ale róbmy to z głową.... i z potrzebą, a nie na wszelki wypadek.
Właściciel małych ogrodów, mający czas, mogą bawić się w gnojówki i inne ekologiczne zabiegi.. ale czasami los obdarzył dużą działką, dużą ilością dzieci, pracą więcej niż 8 godzin (a czasami do tego dał dzieci)..
Ogród kosztuje.. i jak się widzi, że padają rośliny, nasza praca idzie na zmarnowanie.. czasu brak.. to chwytamy za chemię.. i np mszyce dostają "szałer" z chemii. Też czasami tak robię..
Dzięki opryskom z ortusa i promanalu uratowałam wiąza od szepcieli... czy mam mieć wyrzuty sumienia???? Nie mam cieszę się, że mam ładne i zdrowe drzewo.
W szklarni nie pryskam bo jak mam jeść pryskane to kupię sobie za grosze w sklepie.. po cholerę mi wtedy bawić się w uprawy własne. Ale straty w szklarni jakby co przeboleję, ale to co w ogrodzie już niekoniecznie.
Korzystajmy z chemii z głową i jak najmniej... i bez pryskania na zapas.. to moje zdanie.
Pierwsze zimy były jeszcze zimowe, więc zachowywała się różnie.. ogród młody bez cienia i zimy mroźne.. stąd moje obserwacje. I podaję swoje obserwacje.. od 4 lat zachowuje się nienagannie, a wcześniej była taka sobie. Są dwa powody.. cień od tła lub brak zim. Po zimach zimowych słabo kwitła. To wiem... miałam ją nawet wyciepać, ale prezent i nie wypadało. I dobrze, że została.
To, że było kilka dni u mnie tej zimy po -20 to nie oznacza, że miałam zimę.. to samo tyczy Wrocławia.. kilkudniowe spadki temperatury nie zdąża nawet zmrozić ziemi. U Ciebie w dodatku osłona ogrodu od muru i nasadzeń. I ogród dojrzały.
Wyszukałam średnie temperatury za okres styczeń i luty (pomijam ostatnie lata, bo to anomalie są) i uwzględniając lata 1981-2010 średnia temperatura w styczniu i lutym wynosiła:
Wrocław ( i Zielona Góra podobnie) -0,7 (styczeń), +0,3 (luty)
Rzeszów -2,3 (styczeń), -1,03 (luty)
Białystok (tu wegetacja zaczyna się ok 2 tygodnie później) -3,1 (styczeń), -2,5 (luty)
jednak południe ma bliżej do upałów, szczególnie latem, mamy prawie tak samo, ale Białystok ma już zimniej i to o stopień Moja Cioteczka ogląda codziennie pogodę i zawsze mówi, że u mnie to ładna pogoda, a w Białym zawsze dużo zimniej. I już jest za stara aby się przeprowadzić ..
I te stopnie mówią o klimacie. U mnie i tak dużo roślin daje rade
I bym Ci Ania przyklasnęła po całości (znaczy zgodziła się z tobą - nie dała plaska ) gdyby nie zdanie "Tworzymy ogrody w których sadzimy rośliny które się nam podobają, a nie takie które powinne być!!!!" A co twoim zdaniem powinno być? To co samo urośnie? A to też w dużej mierze przywleczone kiedyś skądś tam. To wszystko tylko kwestia czasu który upływa od ściągnięcia rośliny do uznania jej za "naszą" Bez lilak? Półwysep Bałkański. Nasza swojska, wiejska forsycja? Azja. Co mamy uznać za nasze? Tak się nie da
Ja lubię ogrody naturalistyczne, sama przynoszę z łąk różne kwiaty i mam pretensje np do takiej magnolii że wygląda obco. A potem patrzę na forsycję i myślę "musi minąć jeszcze trochę czasu, trzeba się przyzwyczaić"
"Z głową" to słowo klucz Wszystko z głową i będzie dobrze, jakoś to wszystko przetrwamy
Buziaki
____________________
Monika. Gdybym tylko mogła nie wychodzić z ogrodu...
Jeżeli idzie o opuchlaki to może być potrzebne komu chce.. ale i tak tego nie zaakceptuję..
Jakbym miała kasę to bym lała 2 razy do roku nicienie i co sięda na ślimaki..byle się tego pozbyć.. patrząc na zeszły rok to mi padło roślin więcej niż za te 660 zł.. to idzie jak szarańcza....
Martagony kupowałam w Li..l.
Pan Bylinowy chyba działa.. ale ja jeszcze nie zaczęłam sezonu szkółkowego. Nie wiem co słychać.. w dzień kobiet zajechałam na giełdę za bratkami czy stokrotkami.. nie było.. drugiego podejścia nie było.