Niemoc i zniechęcenie jakieś do prac ogrodowych mnie ogarnia. Tyle się tam naryję, a efektu jakoś tak nie widać. Wszędzie coś rozkopane, lawiruję obiektywem bo zakątków bajzelkowych nie brakuje. Nawet to co jest jakoś ogarnięte trzeba poprawiać. Rabata pod ruderą, która mi się w ubiegłym roku wydawała taaka wielka nagle mi jakoś skarlała w tym roku, wygląda jak wąski pas z roślinami, a nie rabata i trzeba ją koniecznie poszerzyć, porozsadzać busz który się tam zrobił. Jak pomyślę o sadzeniu tuj i wywożeniu xxx ilości taczek żółtego piachu to już mi gorzej i mi się nie chce. Nie wiem czy to wszystko będzie kiedyś jakoś wyglądało. Zdjęcia to nawet umiem robić

. Małe kadry w obiektywie wyglądają fajnie, ale całość...
A nic to, mam dwa dni wolnego jadę zaraz coś podziałać.