Sylwia - petsemon sosnowaty - istotnie roślinka warta zainteresowania. Niech ją tylko dorwę w swoje łapki to wsadzę jak nic.
Joann - niektórzy takie miejsca w swoich ogrodach nazywają: przechowalnik. Lądują tam rośliny, z którymi nie wiadomo co zrobić. U mnie dodatkowo są tam ciężkie warunki. Żadne puchy i piernaty, istna orka na ugorze. Kiedyś tam trochę końskiego .... powrzucałam, czasem węża z wodą skieruję i tyle.
Haniu - ja też pałam namiętnym uczuciem do tego pana. Mimo, że skrzypi, a może właśnie dlatego... Mam nadzieję, że bez szwanku przetrwa zimę na dworze (w nazwie wszak przymiotnik "zimowy" był, więc mam nadzieję, że poczuje się w obowiązku dać świadectwo, że zima mu nie straszna).
Na razie leję mu w stopy wody bez opamiętania.
Martko - wiadomo, wijąca rabata zawiera w swym składzie hakonechloe. Toż jakże by miała nie wywołać szybszego bicia serca Twego na swój widok

?
A żurawki rzeczywiście liftingu potrzebują jak Donatella Versace czy też inna celebryczka

. Panny trochę zdrewniałe i skostniałe już były więc mam cichą nadzieję, że na moje zabiegi zareagują odmłodzeniem i przypływem wigoru.
Na rabatę kogiel - mogiel zaprosiłam kolejną łąkową osobistość.
Patrinii nigdzie w żadnym zieleniaku nie spotkałam, ale w pasie przydrożnym na czymś podobnym me oko zawisło. G lens podpowiada, że to dziki pasternak. Czas i okoliczności nie były nader sprzyjające by w stópki roślinie zaglądać czy też wysadzać egzemplarz z ziemi (by po korzeniu dokonać identyfikacji) więc oberwałam nasienniki i sypnę nimi po rabacie.
Ciekawe czy sukces mnie czeka czy porażka.
Wiosna pokaże.