Toszka, tak na gorąco! Komary, mgła i ciemność wygoniły mnie z alejki z podagrycznikiem (wrrr) i czytam własnie wątek inag - na łowieckiej.
Może zacytuje:
"Nasza działka to trudny kawałek ziemi. Mieszkamy przy samym lesie sosnowym, więc natura uraczyła nas czystym, żółciutkim piaskiem. Jakiekolwiek nasadzenia to dziesiątki taczek podłoża do wymiany, tony ziemi nawiezionej itd. Na razie determinacja w chęci zazielenienia ogrodu jest więc nie narzekamy."
(mam nadzieję, że nie uderzy we mnie z powództwa cywilnego za naruszenie praw autorskich, bo bez pytania cytuję - przepraszaaaaam)
Ja w sumie z tą działka swoją to tak do tej pory intuicyjnie...bo zdążyli się już wszyscy zorientować, że wiedzy to ja żadnej nie mam na temat ogrodnictwa, ale teraz zaczynam się zastanawiać czy ta intuicja mnie nie zawiodła...
Skoro pod każdego krzaczora i kwiaciora potrzebna inna gleba, inne ph, itp to po co ja w sumie mam się szarpać tak z tym podagrycznikiem na alejce (qlva - nie mojej osobistej - a Rodzinnych Ogródków Działkowych)??? Może na to co jest nawiozę tego czarnoziemu, posieje trawę, regularnie pokoszę do momentu postawienia domko-altanki i wtedy będę się martwic o nasadzenia? Skoro można wywieźć taczkę ziemi tej co się ma i przywieźć taczkę innej... Moja chwila zwątpienia we własną intuicję? Czy może dopadła mnie świadomość ogrodnicza?