Basiu, Bożenko
Do zrobienia mojego mydła użyłam gotowego mydła marsylskiego startego na tarce. Lepsze byłyby płatki mydlane, ale nie udało mi się ich kupić. "Blachę" swojego mydła zrobiłam z 4 kostek, czyli z 40 dag marsylskiego (koszt 8 zł). Płatki/wióry mieszamy z wodą w stosunku 1:1,5-2. Ja użyłam wywarów z lawendy, ziela nagietka, rezedy i pietruszki, by nadać mydłu kolor. Można wykorzystać kawę, albo cynamon. Można przygotować macerat z roślin, który prócz koloru da zapach. Gorzej z barwieniem sokami, bo podobnież mogą wchodzić w reakcję z mydłem.
W każdym razie mieszamy ciepłą wodę/wywar z płatkami. Podgrzewamy. Ja mieszałam zwykłą rózgą i mam niedokładnie rozpuszczone kawałeczki mydła marsylskiego. W efekcie to ciekawie wygląda

Dodałam trochę oliwy z oliwek, czarnuszkę i miód gryczany. Można dodać jakiś olej lub masło shea.
Gotową masę wykładamy do formy wyłożonej papierem do pieczenia. Użyłam w miarę wąskiego kartonu. Można do pojedynczych foremek.
W ciągu godziny masa stężała na tyle, żeby ją można było pokroić. Teraz przez dwa tygodnie mydełka muszą schnąć i twardnieć. Mam nadzieję, że będą takie jak powinny.
Do pomarańczowego, nagietkowego mydła użyłam pozostałości po maści nagietkowej (robionej z olejem kokosowym lub smalcem gęsim)