Dzień bez pracy w ogrodzie jest dniem straconym.
Przedczoraj wykopałam bodziszki Rosemoor spod heptakodium, bo w ogóle ich nie było tam widać, były za wysokie jak na to miejsce i nie kwitły. Przesadziłam je w okolice magnolii Elisabeth. To nie jest dobry czas na przesadzanie bodziszków, takich wybujałych, wtedy mają problem zaaklimatyzować się w nowym miejscu, ale wczesną wiosną nie miałam na to czasu.
Przesadziłam też dwie szałwie, bo część mi wypadła i zaburzała harmonię aranżacji
Wykopałam sadzonki penstemonu Harlequin Magenta i wywaliłam do kosza - nie polecam. Kupiłam jako nowość - po dwóch latach zrobiły się z nich wstrętne zdrewniałe wybujałe krzewy, które non stop leżały i szpeciły mi całą rabatkę zamiast zdobić. Przycinałam je na róże sposoby, ale operacja wcale nie pomagała. W ich miejsce przesadziałam bez czarny Golden Tower, który wchodził mi na krzewuszkę i kolkwicję i praktycznie był niewidoczny z daleka. Teraz nareszcie odetchnął i stanowi ładną ozdobę.
Dziś przyszły sadzonki truskawki Gigant (po moim jesiennym czyszczeniu sporo truskawek wypadło) i żurawina Stevens (4szt) i Pilgrim (4szt). Żurawinę już dawno miałam w planach kupić i posadzić, posadzę przy borówkach. Dziś niestety lało całe popołudnie więc w ogrodzie wszystko się lepi i będę musiała z tym poczekać na inny dzień.