To chyba już

Jutro biorę pół dnia urlopu, jadę do Krakowa, biorę powiadomienia o postępowaniu, doręczam dwóm sąsiadom, zbieram ich podpisy. Liczę że będą w domu i będę mogła dowieźć podpisane przed 15.30 do Starostwa z powrotem.
Chciałam żeby mi rolnik zrobił warzywnik, to bym sobie jutro po południu posadziła maliny. Ale chyba się nie wyrobi, w każdym razie się nie zanosi. Sąsiad ma do mnie zadzwonić jak coś się tam podzieje, muszę mu jakąś flaszkę zawieźć.
Jeśli będą w domu to będę to miała jutro załatwione.
Jeśli nie ponowię próbę w sobotę, ale wtedy do starostwa będę musiała podskoczyć w poniedziałek. A to 1,5h w jedną stronę, heh. Chyba że Mamę wyślę
W każdym razie potem 3 dni czekania na ewentualne uwagi sąsiadów i ponieważ ich nie będzie (oby!) na piątek powinno być pozwolenie do obioru. Więc drugie pół dnia urlopu w przyszły piątek.
Powiadomiłam ekipę budującą żeby się zbierali, napisałam do geodety kiedy mi wytyczy budynek. Zadzwonię do kierbuda i umówię się na wpis w dzienniku budowy jak będę miała pozwolenie w ręku. I wio. Jupi!