Ewa, to był ostatni sezon tej łąki, była w głupim miejscu, nikt tego prawie nie oglądał, bo przed nią stał niepiękny namiot foliowy na pomidory i jeszcze jeden niski na ogórki. Teraz na tym miejscu jest szklarenka, moje skrzynie na warzywa i truskawki, szparagarnia i porzeczki.
Oprócz liliowców rosły tam też kępy niebieskich irysów syberyjskich, które kwitły w maju z tymi żółtymi wczesnymi liliowcami i takimi wczesnymi margaretkami, kóre same się wysiewają. Potem jak widać kwitły te późniejsze liliowce i margerytki te normalne, a pomiędzy - co tam wyrosło, czyli trawa z długimi kłosami, bardzo ładna, wzięta znikąd ( nie znam się na trawach), prawdziwe łąkowe kwiatki, krwawnica.
No i przeniosłam kwiatki na porządniejsze rabatki i tak całe to założenie umarło śmiercią nienaturalną
Elu, ten liliowiec cytrynowy jest cudny i już. Super wygląda i pachnie, tworzy piękne kępy, zdjęcia wsadziłam gościnnie u Łucji, zobacz sobie. Ujrzałam go i zakochałam się od razu, nie masz tak?
Tylko to jest gatunek, który w przyrodzie (czyli w szkółkach, miejscach gdzie można by go dostać) już nie występuje. Do mojego swobodnego ogrodu - miód byłby.
Weroniko, dziękuję za odwiedziny i komplementy, wizytówkę pewnie kiedyś trrzeba będzie zrobić

.