Zdjęć nie zgrałam, ale opiszę. Rano biało za oknem to ja raz dwa do ogrodu żeby sesję cyknąć bo temperatura zerowa i szybko znikał ten puch. Już po drodze mijali mnie myśliwi trzema samochodami. Jeden że ślisko było pod górę stanął na drodze w poprzek i wypychać musieli. Jak Ich mijałam to wypomniałam Im, ze w upały i skwar wody zwierzynie nie przywozili, a przez 10 ostatnich lat ani razu ziarna ptactwu nie posypali, a do strzelania to pierwsi. W odpowiedzi usłyszałam, ze przecież dzisiaj nie strzelają. Minęłam i poszłam do ogrodu. Słyszę -jadą, patrzę -parkują pod następną sąsiadką centralnie na drodze tarasując ją całkowicie. Wysiedli i rozłażą się po polach. Cóż mogę zrobić skoro rząd popiera takie działania....ale słyszę strzały za domem, to wyszłam i widzę, że panowie kierują się w stronę ugoru sąsiada i mojego ogrodu, a pies goni i płoszy zwierzynę. Miałam iść strzelać fotki więc aparat miałam w kieszeni. Udarłam się do Nich, żeby się do ogrodu nie zbliżali. Na co usłyszałam, że wiedzą, że na 100 metrów i dalej nie mogą. Więc się znowu udarłam, ze właśnie są w odległości 25 metrów od mojego ogrodzenia i mają się wycofać. Niby się cofnęli pod słupa czyli odległość jakieś 40 metrów może, obserwuję, a Panowie próbują się do ogrodu zbliżyć od góry zza szałasu i z drugiej strony siatki. Znowu się udarłam bo nie chciałam po ogrodzie latać i płoszyć bażantów co były w karmnikach i w łące pochowane, że ja też w takim razie poluje tylko na nich i aparatem. Zaczęłam Im zdjęcia robić i to Ich wycofało, ale ten z psem ustrzelił w kapuście sąsiada jakieś 40 metrów od domu sąsiadki zająca. Robił mi szkody w ogrodzie zimą, ale i tak żal mi go było. Jak odjechali wróciłam do domu i tak się wkurzyłam, że całą sytuację opisałam na forum naszej gminy na Fb. I dopiero się zaczęło. Niby ogłosili to polowanie w Gminie na stronie, ale we wrześniu....od września mamy wszyscy pamiętać, że w grudniu co niedziela strzelają.... a gdzie jakieś tablice, ze polowanie trwa??? Ludzie drogą biegają, spacerują z dziećmi, a Oni tak bez ostrzeżenia. Kury w wolierze narobiły hałasu bo się wystraszyły. No jak tak można? Jak by mnie nie było pewnie by mi do ogrodu wleźli. Ostrzegłam, że jak się powtórzy wzywam Policję. To zarzucili mi , że zniesławiłam publicznie Ich Koło Łowieckie. Zaprosili na dzisiaj godzinę przed na spotkanie do Koła z dowodami zdjęciowymi. Odpisałam, że nie zamierzam z Ich powodu zmieniać planów niedzielnych, a dowody to prześlę, ale do wojewódzkiego Koła. I mam zamiar jutro tak właśnie zrobić. 100 metrów to 100 metrów, a nie 5 czy 25. Nie zamierzam we własnym ogrodzie stać się zwierzyną łowną zabłąkanej kuli. No i nie pozwolę strzelać do ptaków, które u mnie szukają schronienia. Ot i wszystko.