Na szczęście my na górce więc się uchronilismy ale i tak woda weszła do piwnicy i trzeba było wylewać. Baliśmy się o kontakty na ogrodzie w altanie SPA bo niewiele brakowało by je dosięgło...
Pocieszę Cię że z rybami może nie byc źle - mnie na czas powodzi zeszły na dno i je nie wypłukało, i też byłam po nawożeniu roślin i chemi na ślimaki i wszystko było ok. Czasem coś co wygląda tragicznie z każdym dniem wydaje się coraz mniej załamujące. Wierzę że tak będzie u Ciebie - cały czas myslę o Was ... O rośliny sie nie martw, jak coś to zrobie Ci dostawę
Też okolicę miałam ze 2 miesiące pod wodą, część roślin padła inne przetrwały. Największym zaskoczeniem in minus były dla mnie odległe skutki tej stojącej wody - po 2-3 latach zaczęły padać duże drzewa - olchy (sic!) brzozy, sosny. Jedne usychały (brzoza) olchy i sosny łapała jakaś zaraza i usychały. Częściowo sosny przy płocie udało mi się uratować sypiąc jakiś preparat wzmacniający, ale jedną wichura złamała, a trzy kolejne trzeba było dla bezpieczeństwa wyciąć
No niestety natura jest nieobliczalna i płata nam figla. Zawsze coś się wydarzy po drodze. Mam nadzieję,że roślinki się odliczą, buziaczki i głowa do góry, dbałaś o nie to i nie dadzą się i tego się trzymaj.
Sylwia, jak widziałam w Tv co się dzieje na południu, to myślałam właśnie co u Ciebie. Weszłam dziś na forum i się przeraziłam, normalnei nie wiem co napisać, ściskam Cię mocno i całą Twoją rodzinę, mam nadzieję, że dziś już lepiej, u mnie świeci słońce, mam nadzieję, że u Ciebie też.
Sylwia na fb Marta Finka pisała, że mieszka i ma szkółkę najniżej w całej miejscowości, powodzie i podtopienia przeżyła kilkanaście razy jak ne więcej i pisała, że w większości nie straciła roślin. Jeżeli to Cię jakoś może pocieszyć, to dlatego to piszę, że jest nadzieja, dziś już woda pewnie opada, obeschnie i będzie lepiej. Macie wielu przyjaciół blisko, pewnie pomogą i ogarniecie bałagan, a latem już będzie znowu pięknie Tulę mocno.
Kasiu ja mam tam liliowce z Wosławic przywożone i szarłaty od Danusi z Anglii i pierwiosnki japońskie, kilkanaście clematisów i wiele wiele innych.....
Ciężko będzie odbudować ten sam skład, dziś już rosliny w słońcu mdlały, pod wodą są ciągle. Rowy wzdłuż całej działki kopaliśmy by wode do rowu odprowadzić, rozkopane mam masakrycznie, a i tak bajoro. W chacie namoknięte wszystko, błoto na wykładzinie i pod wykładzina na deskach, i pod nimi, wszędzie dosłownie. Wszystko przenosiliśmy do gospody dzisiaj i myłam przez blisko 4 godziny te wykładzinę i deski, zeby doszorować, a i tak się nie udało całkiem....
Jak wcześniej nie chciało nam się z ogrodu wychodzić tak teraz mamy wstręt by tam iśc i zniechęcenie. Em dzisiaj powiedział, że czuje się bezradny, nie wie od czego zaczynać....ja tez nie wiem. Całą noc myslałam i to co wymyśliłam to dzisiaj prawie zrobiliśmy, a co dalej nie wiem....już o zdrenowaniu całości myslimy, ale nie chcę nawet o kosztach takiego drenażu myśleć. Przed zalaniem nie zabezpieczy, ale może szybciej by wodę do rowu sprowadziło....już nie wiem czego się łapać.
Gmina dzisiaj muł z drogi wywoziła, a u nas tylko na bok przegarnęli, przejazd i przejście chociaż jest znowu, bo była tragedia.
Aniu to dobra wiadomość. Nie , że Martę zalewa, ale, że roslin nie straciła, może choć dla części jest nadzieja.....choć powiem Ci jak dzisiaj słońce przygrzmociło to nie dość, że rośliny mdlały stojąc w wodzie to jeszcze zaczyna śmirdzieć zgnilizną, ugór u sąsiada i sąsiednie pola też pod wodą i niestety zaczyna to wszystko gnić. Żaby dają koncert pierwszorzędny, jedyne szczęśliwe, no i drugie szczęścliwe to komary, nie chcę myslec ile ich w tym sezonie będzie