Przepraszam, że wciąż nie ma zdjęć. Zaniedbuję swój ogródek wirtualnie.
Jarek prawie do północy robi donice, a potem pracuje na komputerze. Ja jakoś nie mam siły usiąść do komputera w domu.
Poza tym zupełnie nie mam nastroju. Martwi mnie to niewynajęte mieszkanie.
A wczoraj kolejny problem - odkryłam, że z domu zniknęła spora suma pieniędzy. Na dodatek już wydanych - potrzebowałam ich akurat wczoraj na zapłatę. Sięgam tam, gdzie powinny być i pusto.
Gdybym to odkryła wcześniej, to bym przełożyła realizację ogródka. A teraz jesteśmy tak pod kreską, że nawet nie widać jej od spodu.
Nawet nie wiem, kiedy dokładnie zniknęły. Jedyną osobą podejrzaną jest Pani do sprzątania, która 3 czy 4 razy była zamiast naszej, gdy nasza wyjechała na dłużej.
Za rękę nie złapałam, dokładnej daty nie określę, tamta dawno wyjechała, muszę po prostu poradzić sobie bez tych pieniędzy. Ale ciężko będzie.
Gabi bez tych pieniążków sobie poradzisz ... jak sama powiedziałaś będzie ciężko ale jak jest problem to rozwiązanie musi się znaleźć ... po prostu innego wyjścia nie ma ... w byciu okradzionym są dwie główne straty ... utrata czegoś i utrata poczucia bezpieczeństwa ... coś jest rzeczą nabytą ... gorzej z tym drugim ... a wiem to z autopsji niestety ...
kilka lat temu w środku dnia złodziej wszedł do mojego domu ... moja córka miała 13 lat ... facet a w zasadzie chłopak zadzwonił do drzwi ... Viki wiedziała, że ma spojrzeć kto stoi pod drzwiami ... i jak to nastolatka spojrzała ale przelotem ... otworzyła bo ten facet był ubrany jak Adam - przypadek? ... a potem jak stary dobry znajomy wesoło zagaił "Vikusia jest tato?" ... dziecko zbaraniało i powiedziało, że nie ma ... i tu nastąpiło szczere oburzenie i załamanie jednoczesne ze strony kreatury - no jak to nie ma ... miał być ... obiecał mu pożyczyć wiertarkę i nie ma go ... a on ma robotników i oni zaraz wyjdą ... przy czym tak skamląc i oskarżając na przemian nieznacznie posuwał się do przodu i kończąc już był w wiatrołapie ... oczywiście poprosił Viki by mu wiertarkę ową pożyczyła i ta choć już wiedziała, że to nie jest kolega taty poszła po nią bo chciała tylko żeby wyszedł ... i na szczęście na tym się skończyło ... nie wiem czy skończyło by się na stracie sprzętu gdyby mój wścibski sąsiad nie staną bezpardonowo w furtce i nie gapił się jak sroka w gnat ... a u mnie okno z wiatrołapu pełnym prześwitem idzie aż na taras ...
złodziejska kreatura zabrała wiertarkę i jeszcze uścisnęła dłoń sąsiada mijając go w furtce ... dlaczego Viki nie krzyknęła ...??? ... bo była sparaliżowana strachem choć nikt jej nie straszył bezpośrednio ... po prostu wiedziała ... zanim ocknęła się ona i zahipnotyzowany sąsiad rzekomy kolega był już daleko ...
nie mieliśmy wątpliwości, że dom musiał być obserwowany ... uważam, że ubranie jak u małża nie było zbiegiem okoliczności ... w chwili gdy to się działo mój tato leżał pod samochodem sąsiada dom dalej !!! ... to ulica na której poza miejscem zamieszkania pracuje kilka osób ... wszyscy pozostali są cały dzień na miejscu ... a ktoś ma tak opracowany plan, że wchodzi do domu ...
straty mienia to prawie nie było bo wiertarkę uprzejmie spaliłam na betonie ... tydzień wcześniej ... bałam się o dziecko dużo dłużej ...