Dzień był akuratny. Ciepły, ale nie upalny. Nadchodzący tydzień ma przynieść spore upały. Taka prognoza zmobilizowała mnie do podziałania w ogrodzie. Pomachałam sekatorkiem przy różach, wykancikowałam i wypieliłam dwie kolejne rabaty w warzywniku. Zostało do obrobienia poletko z truskawkami. Czosnkowi jadalnemu zaczęły usychać łodyżki, to znak, ze trzeba by go wykopać. Jakoś wcześnie.
Połuskałam groszek i zamroziłam. Pierwszy raz jedliśmy bób i buraczki.
W tygodniu chciałabym wreszcie przyciąć żywopłot bukowo- grabowy. Sporo go. Dobrze, że mam akumulatorowe nożyce.Z zewnątrz pójdzie łatwo. Gorzej będzie z cięciem od środka.
Znalazłam tez czas na poleniuchowanie w hamaczku. Nadrabiałam zaległości prasowe.
Kilka lat temu kupiłam w markecie sadzonkę mikołajka. Nic z niej nie wzeszło. Odkryłam dzisiaj coś, co mikołajka przypomina. To on?
Wychodzi na to, że nie należy tracić nadziei. Coś, co wsadzamy, kiedyś z pewnością się pojawi (podobny przypadek miałam z bordową jarzmianką).
Jeżówki na tym etapie rozwoju są tak urocze, że mogły już takie pozostać.
Moje ogrodowe dziecko specjalnej troski.
Zakątek przy kompostowniku już bez piwonii i krwistej żurawki.
Róże na pergoli wciąż czekają na dokończenie zabiegów pielęgnacyjnych.