Nie kuś, proszę Ja bym wszystkie chciała, ale im bliżej wiosny, tym bardziej zdaję sobie sprawę, jakiego mola sobie zafundowałam tą ilością róż
Nie wiem, jak długo masz Pashminy, ale może jeszcze potrzebują czasu. Moje zawitały do mnie w 2018 roku (a już wówczas nie były maluszkami). Czyli potrzebowały 5 lat by tak zaszaleć.
Więc może potrzebują jeszcze czasu?
Gdzie jest przycisk "lubię to" ?
Tarcia, to jednak chyba nie fluidy, to uzależnienie
Ula, tylko tyle? za mną chodzi cały tabun róź
Co mam nie pamiętać - pamiętam Ale o różach mało wiedziałam, poza tym kiedyś (oj, dawno) róże były mniej odporne na choroby i wiele było odmian niepowtarzających kwitnienia.
A różnie będzie. Niektóre kupiłam po jedne sztuce inne nawet po trzy.
Nie lubię wysyłek, bo się stresuję o rośliny w podróży. Na Pocztę Polską mam alergię, jedynie nadawanie paczek w paczkomacie wchodzi w grę. Ale kilkakrotnie widziałam, jak paczki się wysypały z samochodu i jak kurier paczkę z rąk upuścił. Więc kiedy już wysyłam (bo jednak raz na jakiś czas ulegam prośbom czy namowom to pakowanie zajmuje mi strasznie dużo czasu, bo staram się je zabezpieczyć pancernie. Co też mnie wkurza
Nie kuś kolejnymi różami, bo już mam całkiem dużą listę nowych chciejstw, a przecież jeszcze nie do końca wiem, gdzie zmieszczę te już kupione
A co oznacza, że uspokoiłaś się z piwoniami? Że już dość kupiłaś?
Piwonii mam cały zagon, co też mnie przyprawia o ból głowy. To już bardzo stare, duże karpy, kilka w tym roku wykopałam i to było hadkorowe przeżycie. Po pierwsze - strasznie się te długaśne karpy łamały (Sylwia coś o tym wie ) Po drugie - na pewno nie dałam rady wykopać wszystkich kłączy, tak głęboko siedzą. Więc będą wyrastać na nowo.
Chyba zostawię dla siebie Bo to jednak wstyd tak popłynąć
No za bardzo
A nie, aż tyle to nie. Nie "dzisiąt", jedynie "dzieści"
Kociaki cudne, kocham koty. Ale postanowiłam, że jak mój ostatni kot odejdzie za Tęczowy Most, nie wezmę już kolejnego kota. Bardzo ciężko zniosłam odejście Bursztyna (w maju ub. roku). I pewnie niedługo odejdzie Lolek - to już staruszek, ma 17 lat, jest głuchy całkowicie i chyba niedowidzi.
Wprawdzie nie wiem, jak zniosę dom bez kota (od 34 lat były w domu koty). Ale zdaję sobie sprawę, ile mam lat i obawiam się, że odejdę przed kotem (jeśli wzięłabym malucha). A tego nie robi się kotu...
Ja nie tylko pamiętam, ale nadal mam Mam Łucznik 451, walizkową. Nie do zdarcia.
"Posagowa", czyli dostała od mamy przed moim ślubem. A ślub był w 1983 roku.
Nigdy nie szyłam zarobkowo, ale maszyna była przydatna do podszycia zasłon czy uszycia firan. Choć ubranka dla swoich dzieci szyłam całkiem ładne. Córka w dzięcięctwie była najlepiej ubraną dziewczynką nie tylko na osiedlu Uszyłam jej m.in. piękny płaszczyk z czerwonego aksamitu (w komplecie z uroczym toczkiem) i zimowy seledynowy płaszczyk - w komplecie z czapką i mufką Nawet zaawansowany kurs kroju i szycia zaliczyłam.
A na kredyt dla młodych małżeństw kupiliśmy lodówkę Mińsk. Też była niezawodna. Chyba ze dwadzieścia lat ją miałam w kuchni, potem oddałam znajomej na działkę.
O kurcze, ciełaś go? Czarnienie gałezi to zawsze zły znak. Tez sie tego boje po zimie. Nie przemarznietych i suchych koncowek a czarnych gałezi. U mnie Aurea kapadocki ma jedna gałaź szczerniała ale to moze byc wina jesiennego przesadzenia. Choc juz przy przesadzaniu liscie zamieraly. Opsiukałam go na grzyba, korzenie tez na wszelki wypadek. Zobaczymy jak wiosna sie rozwinie.
Chce mi sie juz bardzo wiosny, ciepełka, długich wieczorów z rozgwieżdzonym niebem, szumiących brzoz i kumkajacych żab.
Wiosna juz blisko, puchacze tez zaczeły "puchaczyc"
Poszukam jeszcze jakis fotek, to zawsze tak troche rozrusza. A ja patrze co moge zmienic lub dosadzic i co gdzie rosnie, bo teraz wszystko schowane.
Wyszła mi 1 kamasja z cebulek od Tess, chyba byla najwyzej posadzona. I w 2 miejscach wyszły przebisniegi. Wiekszosc cebulek została zeżarta I tak ciesze sie, ze choc kilka bedzie.
Nie jestem jakoś mocno obyta w tych zestawieniach ale nie kojarzę, żeby to było popularne rozwiązanie Ja jeszcze aksamitek nie miałam. Teraz będę wysiewać pierwszy raz. Ale nie wiem, czy nie wysieję póżniej, ale od razu do ziemi.
Też tak załatwiłam swoją lawendę dwa lata temu.
Pierwszy raz mi wtedy wymarzła do zera
Ale taka zima jak teraz to chyba jej nie zaszkodzi
Chyba że... przyjdzie jeszcze zima w marcu
Strona 871 - bardzo nisko prawie do zera
Lawendę ścinam w Nowy Rok jak nie ma śniegu - jeszcze nigdy mi nie odbiła
Nawet jak po tym ścięciu był mróz i śnieg zawsze pięknie rośnie
Lawendę już ciełaś? Nie odważę się, jeszcze może przyjść mróz. A jak zetnę to ruszy z wegetacją i zmarźnie. Tak kiedyś załatwiłam lawendę.
Pokaż, na jaką długość tniesz?
Kochana, pojechaliśmy jesienią na weekend do Krynicy bo to był prezent od naszych chłopców. Syn musiał przyjechać do pomocy dziadkom bo inaczej wcale byśmy nie wyjechali. Jeszcze zwierzyniec jest do ogarniania.