Pomyślności na Nawy Rok, niech się darzy, przychodzić będę by karmić swą duszę...
U Ciebie zawsze o ogrodach marzyć zaczynam, może w tym roku przyjdzie czas na konsekwencje w moim ogrodzie
Smutne to rzeczywiście, ale wydaje mi się, że biegu historii w takich miejscach nie da się odwrócić.
Gospodarstwa rolne na trudnym górzystym terenie nie sprostają prawom ekonomii (a te są okrutne). Byli właściciele wybudowali spore domy, do miasta za pracą trudno było dojechać, więc na miejscu było sporo taniej siły roboczej. Dzisiaj ludzie szybciej podejmują decyzje o migracji do miast (za pracą, za lżejszym życiem), starzy wymierają.
Nawet przy dopłatach unijnych nie da się osiągnąć zysku umożliwiającego przeprowadzenie niezbędnych remontów, zakup nawozów, paliwa, maszyn.
Te mniejsze gospodarstwa czasem trafiają w ręce ludzi takich jak Pszczółka. Ludzi, którzy potrafią dostrzec tkwiący w nich potencjał, ludzi, którzy nie boja się katorżniczej pracy, cierpliwych w oczekiwaniu na efekt.
Te duże zabudowania są bez szans. Trudny dojazd, kosztowny remont (a na miejscu brak fachowców, sklepów budowlanych), daleko do szkół, przedszkoli, ośrodka zdrowia. Trzeba mieć dobry terenowy samochód.
W mojej okolicy rozbierane są stare zabudowania folwarczne, bo podatek za m2 gruntu na którym stoją to wielokrotność podatku pod budynek mieszkalny. Stare domy trudno ogrzać. Nie spełniają wymaganych dzisiaj standardów.
Można by długo jeszcze pisać, dlaczego tak jest...
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Haniu, masz rację ale w moich stronach nie ma górzystych ugorów, ziemia jest bogata jak mało gdzie, zabudowania zastane na tych ziemiach były świetne, także dla przeciętnego człowieka, domki z ogródeczkami, tylko gospodarzy jak na lekarstwo. Pisząc gospodarz mam na myśli ludzi, którzy dbają o dobytek, o porządek i ład wkoło siebie, nawet człowiek mało zasobny powinien jakoś to ogarniać, zgoda, że modernizacja, remonty pochłaniają mnóstwo pieniędzy ale porządek wokół domu, w sadzie czy ogrodzie?
Ewo/Sieriko, i znów oddech historii czuję po Twoich słowach. Emigranci zza Buga, zwłaszcza Ci z obszarów wiejskich, zetknęli się na zachodnich, poniemieckich ziemiach z inną cywilizacją. Niechcący ominął ich pewien etap ewolucji. Właśnie ten etap, na którym rozwijają się tzw. potrzeby wyższe; w tym poczucie estetyki.
A jeszcze do tego dochodzi fakt, że coś, co nam się dostaje niespodziewanie i bez wysiłku nie angażuje nas w stopniu takim jak to, co musieliśmy zdobyć sporym zaangażowaniem. Łucja dodała jeszcze do tego pogardę dla rzeczy, majątku pokonanego wroga.
Na ziemiach zachodnich zerwały się też więzi społeczne, mniejsze było poczucie wstydu, odpowiedzialności. Temat rzeka.
____________________
Hania-To tu- to tam-łopatkę mam!
"Przyjemność ma się do szczęścia mniej więcej tak, jak drzewo do ogrodu; nie ma ogrodu bez drzew, ale drzewa, nawet w wielkiej ilości, nie stanowią jeszcze ogrodu."
~ Władysław Tatarkiewicz
Obejrzałam i bardzo dziękuję - to wspaniałe obrazy dla kochających ogrody i historię.
Co prawda smutne, nostalgiczne.
Troszkę znam tą historię i ciut takie miejsca - dzięki opowieści Pani Danusi z Pokrzywnika. To nie tylko ekonomia to też konsekwencja nowych granic i niepewności ludzi zamieszkujących te tereny.
To zdanie
Z zachowanymi miedzami, czasami alejami, ogrodzeniami - z nich uczę się czytać. Są jak elementarz dla mnie, poszukującego ogrodnika
jest piękne i idealnie określa to co powinniśmy z takich miejsc czerpać
- dziękuję raz jeszcze.
To jest gdzieś tam niedaleko zamku Niesytno - z niemieckiej nazwy "nie mehr satt" (nienajedzony). Właściciel tego zamku pławił się w bogactwie mierząc jego wartość ilością przejedzonych półmisków. Wydawał wystawne uczty, trwonił zdrowie i przepijał majątek. Aż kiedyś podczas takiej uczty, zapukał do zamku po jałmużnę biedak. Pan na zamku nakazał odprawić żebraka, a ten rzucił nań klątwę. I odtąd i jeszcze teraz obłąkany, wiecznie nienażarty duch rycerza błądzi po okolicy, wołając "nie mehr satt".
To jest niedaleko Miedzianki - znanej zwłaszcza czytelnikom prozy Springera osadzie, która po 2. wojnie przestała istnieć. Rosjanie znaleźli tam rudy uranu i tak powoli znikali z tej miejscowości o 700-letniej historii ludzie a na końcu domy. Został kościół i 2 ruiny.
To jedna ze wsi, która (może?) należała do cystersów krzeszowskich - ci byli dobrymi gospodarzami, można powiedzieć zawodowymi ogrodnikami i rolnikami. Górzyste ciepłe i osłonięte stoki wykorzystywano pod sady, uprawę chmielu a nawet (jak podają źródła) winorośli.