Minął miesiąc. Ogród coraz bardziej rozkwita, zieleni się. Częściej w nim bywam, bo i pracy coraz więcej, trzeba przycinać i nawozić. I sadzić nowe rośliny. Tydzień temu posadziłam na nowej rabacie jabłoń japońską Freja, którą wypatrzyłam u pani Danuty, chyba na insta. Myślę, że będzie pasować do "czerwonej rabaty" i ładnie skomponuje się z pozostałymi roślinami. Znalazłam też w końcu odpowiednie miejsce (tak myślę) dla skalnic Arendsa, które bardzo lubię, ale dotąd nie miałam do nich szczęścia. Kierując się pseudoinformacjami z Internetu sadziłam je w pełnym słońcu na skalniaku i co roku wysychały mi na wiór. Teraz to moje trzecie podejście. Tym razem posadziłam je w półcieniu z przewagą cienia. Zobaczymy - jak zwykle uczę się na własnych błędach.
Wszystkie krokusy posadzone jesienią w doniczkach do roślin wodnych pięknie zakwitły - nic ich nie zjadło. Podobnie hiacynty i tulipany, które już wschodzą. Jesienią, przy sadzeniu cebulowych, powtórzę ten zabieg, który może i jest czasochłonny, ale skuteczny.
Wygląda na to, że w tym roku nastąpi pierwsze kwitnienie magnolii. Mimo iż ogród na pierwszy rzut oka wygląda na stary (dojrzałe, wyrośnięte drzewa i krzewy, które pamiętają czasy moich dziadków), ale wszystkie rośliny ozdobne pochodzą najdalej z 2021 roku. Wcześniej rosły w nim tylko rośliny "pożyteczne": drzewa i krzewy owocowe, no i brzozy i tuje. W miejscu, gdzie założyłam rabaty, były wcześniej grządki z warzywami. Dlatego wszystkie rośliny ozdobne, w tym drzewa, są stosunkowo młode. I małe.
Ciemierniki, które sadziłam rok temu. Dla mnie zupełna nowość, moje pierwsze. Dlatego tym większa radość, że zakwitły.