Martwiłam się o Ciebie. Dobrze, że obyło się bez większych strat. Sytuacja w Czechach niewesoła.
Z innej beczki: nasze betaluxy też mają już owocki. Małe, bo małe ale są. Hip hip hura!
One takie nie za duże są, ale wcześnie, więc cieszą. Właśnie chciałam pytać czy wzeszły Wam jakieś betaluxy, ale myślę, nie będę stresować jak coś nie teges.
W Lubaniu rzeka porozlewana, ale tam, gdzie przejeżdżam w korycie jeszcze siedzi. Oby już nie dolało, bo się może narobić.
Moje starsze dziecię miało jutro rano na wycieczkę klasową do Pragi jechać. Lepiej terminu nie mogli wybrać. Odwołana. Będzie kiedyś tam.
Oj, szkoda wycieczki. Ale tam teraz tylko woda i woda.
Z betaluxami było nie teges, dopóki Andrzej nie wypatrzył zawiązków. Wcześniej chodził nadąsany.
Pozdrawiamy i my (Aga, w Twoim też pozdrowiłam ). Ja też podczytuję u Ciebie i też się uśmiecham (z Gabrysi i M kiwającego się z nóżki na nóżkę w szkółce na Bielanach z okazji wyjścia do restauracji w rocznicę ślubu )